domingo, 29 de diciembre de 2013

Palomino

Szybkie uaktualnienie z kafejki w miejscowosci Palomino, region Guajira, nad Morzem Karaibskim. Szybkie, poniewaz internet jest tu bardzo kiepski. Zreszta to nie kafejka, wlasciwie siedze u kogos w domu, pómiedzy dwoma komputerami jest telewizor, z tylu kanapa i dzieci ogladaja bajki...Wczoraj kiedy tu  bylam na caly regulator wlasciciele puscili piosenki religijne, wszystko na nute meksykanskich mariachi....po okolo godzinie tych tortur siedzacy obok mnie chlopak dla uszu wykrzyknal nagle Nie, to juz przesada! Tego sie nie da sluchac! Pozniej spotkalam go przypadkiem na ulicy i przywital mnie slowami Witaj siostro!
No nie, i wlasnie dziewczyna wlaczyla plyte znowu. Musze konczyc!
Miejsce w ktorym jestem jest przepiekne. Plaza jest szeroka, piasek bialy, morze turkusowe, z dwoch stron granice Palomino wyznaczaja rzeki, ktore w malowniczy sposob uchodza do morza. Roslinnosc jest bujna i tropikalna.

Zaraz za Palomino zaczyna sie masyw Sierra Nevada, lancuch gorski, ktory lezy najblizej morza na swiecie. Wedle wierzen lokalnych indian, Palomino jest centrum swiata, wrotami do swietej Sierry Nevady, miejescem naladowanym silna energia, gdzie mozna sie oczyscic . Z plazy mozna w  pogodne dni zobaczyc osniezone szczyty gorskie. Miedzy mieszkancami wioski przewijaja sie ubrane na bialo, drobne i powazne postacie Indian Kogi. Kiedy pierwszy raz zobaczylam taka grupe na pustej plazy wygladali w swoich bialych szatach tak nierealnie, ze przez chwile wydalo mi sie, ze to przybysze z jakiegos innego wymiaru lub kosmosu. I wlasciwie tak jest. 20 tysiecy Indian nadal zyje w niedostepnych rejonach Sierry i schodzi do wiosek czasami, wiekszosc nie mowi po hiszpansku tylko w lokalnym jezyku.
Czuje jak energia Palomino dziala tez na mnie. I dziala piekno morza, pasku, drzew i gor.

No nic, podlgosnili jeszcze bardziej muzyke, napisze wiecej wkrotce...

viernes, 20 de diciembre de 2013

TAKI MAlY TAKI DUZY MOZE SWIETYM BYC


Przypadkiem napotkany Kolumbijczyk na plazy w Tagandze, Karaibskie wybrzeze Kolumbii zszokowal mnie i kolezanke kiedy zaspiewal "Taki maly taki duzy moze swietym byc" po polsku...Ze swiatecznymi zyczeniami dedykuje zatem wszystkim przyjaciolom i czytelnikom bloga!



NAGLE W RAJU










sábado, 7 de diciembre de 2013

TO NIE DZIEJE SIE NAPRAWDE

Czasem muszę sie uszczypnąć, żeby sprawdzić, czy rzeczy dzieją się naprawdę.

Na przykład w piątek poszłam do Ministerstwa Pracy w pewnej poważnej sprawie. Wszystko wygląda profesjonalnie, dzwonię, umawiam się na następny dzień, mam się stawić o określonej godzinie.
 
Wchodzę do ogromnego budynku Centro Administrativo Distrital, przed którym kłebią się tłumy ludzi. Wyciągam mój numerek z maszyny, co za szczęście, wygląda na to,  że nie muszę czekać. Przy stoliku z moim numerem siedzi mocno znudzony, otyły pan w okularach. Widząc mnie zdecydowanie sie ożywia... Proszę, proszę siadać.

Polaca??? Ach, znalem kiedys dwie Polaki, potem opowiem ci historię. Wszystkie miały takie piękne niebieskie oczy jak twoje.  Ale co cię tu sprowadza?
 
Acha, piękne oczy. Ladnie się zaczyna.
Siadam i przedstawiam swoją sprawę. Już od początku mam wrażenie, że moja historia nie za bardzo pana Ivana interesuje i ma już gotową odpowiedz bez wsłuchiwania sie w zawiłe szczegóły.
 
Tak, to będzie raczej skomplikowane rozwiązać tę sprawę. Ale możemy spróbować. Ja jestem prawnikiem i bardzo dobrze znam się na takich sprawach - nie omieszka się pochwalić. A tak w ogóle jadłaś już obiad? Ja zaraz idę jeść.
 
Ewidentnie, jeśli odpowiem, że nie, zaprosi mnie na obiad, a ponieważ w jego rękach leżą moje papiery oraz ważkie sprawy, trudno będzie odmówić. Tak tak zapewniam, chociaż poza sałatką owocowa i kanapką nic jeszcze nie jadłam.
Widzę już, że ewidentym celem pana Ivana jest flircik oraz może zaproszenie Polaki na randkę.
 
Gdzie mieszkasz? Calle 146? Moja była żona tam mieszka, z moimi dziećmi, ja teraz przeprowadziłem się tutaj niedaleko, wynajmuję pokój...tu jest wiele bliżej...snuje swą opowieść pan, przedstawiając mi w ten sposób swą sytację matrymonialno- mieszkaniowo- zawodową.
Jeszcze nie mogę uwierzyć, że ta sytacja naprawdę ma miejsce w  MINISTERSTWIE PRACY.
 
Ale widzę już, że z biurka obok uszami strzyże inny pracownik, lekko wyleniały czterdziestoparolatek. Oczywiście zaraz jest już obok i się przedstawia, z pełnym uznania spojrzeniem.
 
To mój kolega Carlos. Carlos, Maria jest Polka. Carlos jest z wybrzeża, też jest rozwiedziony. My tu wszyscy w tym departamencie jesteśmy rozwiedzieni.

No nie. Ja chyba śnię.

Carlos gapi sie na mnie. Nigdy nie miałem dziewczyny o takich rysach jak twoje.

I nie bedziesz miał! mam ochotę powiedzieć, ale ograniczam sie do lekko ironicznego:

Być może, nie trać nadziei!

Hahaha śmieje się Carlos.

Tymczasem Ivan kończy sporządzać wezwanie dla mnie. Teraz mogę opowiedzieć ci o tych Polkach. One były z Zielonej Góry. Wiesz gdzie je poznałem? W więzieniu!
Siedziały za przemyt, wiesz, chciały wywieźć narkotyki, pracowały jako mulas.
 
Mulas czyli muły to w Kolumbii określenie osób, które wywożą narkotyki, czasem w bagażu, czasem w ubraniu, czasem wewnątrz swojego ciała.
 
Chodziłem tam do więzienia i się z nimi zaprzyjaźnilem. To bylo w roku 1993. Ja w nich widzialem osoby ludzkie, nie kryminalistki. Nosiłem im papierosy, jedzenie, ubrania. Ja juz taki jestem-  Ivan zdecydowanie jest bardzo zadowolony z siebie.
 
Próbuję sobie wyobrazić co mogło doprowadzić Polki z Zielonej Góry do prób przemytu narkotyków w Kolumbii.
 
Panowie w przerwach we flircie wyszukują jednak dla mnie adresy i kontakty. Carlos próbuje dyskretnie zdobyc moj telefon- jedziesz na wybrzeże na wakacje? Ja jestem z Kartageny.
 
W która stronę jedziesz? pyta Ivan. Jadę do domu, na 146. Ja też jade w tamtą stronę, do okulisty.
Niech to. Nie wymknę się.

Godzinna jazda transmilenio upływa zatem na wysłuchiwaniu historii życia Ivana, oraz jego problemów z oczami. Koniecznie przyjdź znowu, jak zaniesiesz to wezwanie. Albo zadzwoń. Możesz wejść bez kolejki. Powiedz tylko, że do doktora Ivana. To co przyjdziesz jutro?

Oczywiście, że przyjdę.



miércoles, 27 de noviembre de 2013

MARS ATAKUJE

 

MARS ATAKUJE

 

Żyjąc w Kolumbii człowiek musi zmienić swoje podejście o 180 stopni...

Albo zaakceptujesz tutejsze reguły gry albo będziesz życ w stanie nieustannej frustracji.

Ja frustrowałam sie jakiś czas, ale ostatnio już mniej, bo oto zrozumiałam te prostą, a jakże ulatwiająca życie zasadę by miec generalnie wszystko gdzieś...

Czasem, kiedy rozmawiam z ludźmi stad, szokuje mnie to, jak rzadko wykazują objawy frustracji, stresu, zlości, typowego dla Europejczyka czy Polaka spięcia...No więc właśnie tego spięcia tutaj nie ma.

I to przy milionie powodów, dla których można by się spinać.
 
Kiedy się zrelaksujesz, możesz życ tu szczęsliwie...I tylko wtedy... Pobyt tutaj to terapia, przekonuje mnie znajomy.

Po pierwsze, zaakceptuj fakt, że nikt tu nigdy nie przychodzi na czas...Umów sie na 19 i pojaw się około 20...unikniesz godziny czekania...
O ile w ogóle ktoś sie pojawi, bo choć wczesniej wszyscy zapewnili z wielkim entuzjazmem że bedą, w ciagu 10 ostatnich minut mieli niespodziewane przeszkody w postaci przybyszow z kosmosu, którzy ich porwali, potopu, wojny nuklearnej etc.. Moja znajoma Kolumbijka zawsze w takich przypadkach zaczyna jakąś historię o korkach, ale widząc moje spojrzenie kończy tylko, no i wiesz wtedy pojawilo sie UFO i mnie porwalo...

No to ok, nie przyszli...ale z pewnościa w tym samym czasie dostaleś 10 innych propozycji od 10 osób...I oto kończysz w punkcie, którego nie braleś wcale pod uwage wcześniej.

Piękno nieprzewidywalnosci. To też musisz pokochać...To kraj dla tych, którzy lubią nieprzewidziane zwroty akcji i dobrze sie z nimi czują.

 
Que mamera...que pereza...que flojera...te powiedzonka wyrazaja generalne poczucie niemocy, znudzenia i lenistwa i sa jednymi z najbardziej popularnych w tym kraju...
Przyszedlbym cie odwiedzic, ale kochana, que mameraaaaaa...        
No i mialem pojechac zawiezc rzeczy do pralni ale taka flojezaaaa mnie ogarnela...


Hej, juz nadchodzę, juz cię widzę! slysze przez telefon. Super, mówie i rozgladam się dookoła, jesli już mnie widzi to znaczy, że musi byc blisko i ja też ją mogę zobaczyć. Znajomy wyprowadza mnie z błedu- jak mówi, że juz cię widzi, to może własnie wyszła z domu. Ale niekoniecznie, może jeszcze wcale nie wyszła. Nie bierz wszystkiego tak DOSŁOWNIE. No i rzeczywiscie, koleżanka pojawia sie po okolo 20 minutach...

 
No a ja biedna Polka biorę doslownie i uczę sie, że w tym kraju wypowiedziane słowa nie przekładaja się na czyny...Słowa to tylko słowa...między nimi a rzeczywistością leży gleboka przepaść...Trzeba to zrozumieć, a nic cię potem nie zdziwi...

Jestem bardzo spózniona, stoje w korku...wpadam do pracy zestresowana, ale nikt nie wyglada na wkurzonego, a wręcz nikt nawet nie pyta dlaczego...w mieście, w którym transport jest koszmarem i setki tysiecy ludzi jedzie do pracy okolo dwóch godzin w jedną stronę transmilenio i busetami (patrz poprzedni wpis) spóznienie jest naturalną częścią życia...

Wszystko tutaj opiera sie na kontaktach miedzyludzkich, relacjach. Możesz sobie wysyłać miliony CV i nic sie nigdy nie zdarzy. Zamiast tego wybierz sie na imprezę do znajomych, poznaj tego i owego, napij sie aquardiente, zatańcz salsę, opowiedz o swym problemie, ten i ów następnego dnia wyśle twoje cv do swego bossa i za 3 dni możesz mieć już pracę. Nie spinaj sie, lepiej poloż sie spać i poczekaj, aż los cię poniesie w odpowiednią stronę. Los oraz znajomi, którzy akurat nie znajdują się w stanie totalnej flojezy. Bo jak już nie mają flojezy, to potrafią działać całkiem dynamicznie.

 
Wiesz co, uczę tutaj angielskiego biznesmenow od dwóch lat, mówi kolezanka Polka. Ale juz nie mogę, na początku sie przejmowałam, bo ja sie naprawde przygotowuję, spisuję te słowka, sciągam z internetu ciekawe materialy etc, etc. Ale w koncu zrozumiałam tę prawdę, że Z TEGO NIC SIE NIGDY NIE URODZI! Oni się nigdy nie nauczą! Dlaczego? Bo nigdy żaden nie zajrzy do notatek, niczego nie powtórzy. Oni uważaja, że dostaną jakiejs naglej iluminacji i wiedza na nich spłynie. W tej mentalności po prostu nie ma czegoś takiego jak konsekwencja. Nie jest tak, że ktoś mówi, nauczę sie angielskiego w rok i wkuwa, regularnie powtarza slówka. Nie, ty bedziesz sobie chodzic na te lekcje latami, oni też, i zawsze beda robic te same błedy, ty zawsze bedziesz ich poprawiać, pożartujecie sobie, poplotkujecie trochę i tyle! Ci, którzy mówia dobrze po angielsku w ogromnej wiekszości byli na tyle zamożni, by od dziecka chodzić do dwujęzycznych szkół, albo spedzili jakiś czas za granicą i byli zmuszeni sie nauczyć.

No więc to tez trzeba zaakceptować i nie spinać sie w tym temacie. Bo koniec końców jest miło i sympatycznie? Jest!

Kolmbijczycy nie mają tak typowego dla wielu Polakow zbolałych twarzy, wyrazy agresji i zaciętości, pretensji do całego świata... a przecież powinni, mają wszelkie ku temu powody! zarabiają grosze, ich miasto jest brudne i niebezpieczne, wszędzie korupcja, bezrobocie, korki, przestępczość..a jednak twarze w wiekszości są uśmiechnięte od rana do wieczora, i nie są to jakieś wymuszone uśmiechy, tylko prawdziwe, w zatłoczonych autobusach ludzie rozmawiają i śmieją sie ożywieni...nikt nie przystępuje do wyliczania litanii swoich problemów, zamiast tego raczej opowie się dowcip.

Relajate i disfruta... Zrelaksuj się i ciesz sie tym. To ostateczna recepta na życie tutaj.

 


miércoles, 20 de noviembre de 2013


CO MOZNA ROBIC W AUTOBUSIE

.

CO MOŻNA ROBIĆ W AUTOBUSIE

               

Tak, codzień muszę przemieszczać się wynalazkiem diabła, czyli transmilenio. Transmilenio, znienawidzony chyba przez wszystkich system transportu autobusowego w Bogocie. „Orgullo Capital” głosi ich strona internetowa...Duma Stolicy! Budzi we mnie najgorsze emocje, mam dreszcze jak idę na przystanek. W godzinach szczytu, żeby dostać się do autobusu trzeba walczyć jak lew, dosłownie używac fizycznej siły. Mieszkańcy Bogoty nie potrafią zrozumieć prostego prawa, że aby wsiąść trzeba dać innym wysiaść. Zatem autobus nadjeżdza i napierają na siebie dwie grupy, wsiadający i wysiadający, żadna nie chce ustąpić. Jeśli widzieliście filmiki z metra w Tokio, gdzie upycha sie ludzi w wagonach to tu jest tak samo. Tylko że ludzie sa agresywniejsi.

 

Tak, to wlasnie TRANSMI. Brr.

 




 
Inna historia to BUSETAS. Busetas to rozlatujące sie wehikuly, przeczące prawom fizyki, bo one NIE MAJA prawa już jeździc. Zardzewiałe, roklekotane, zatrzymują się gdzie tylko zechcesz, coś takiego jak przystanki nie istnieje. Machasz ręką stojąc przed domem i zatrzymuje sie, sąsiad 5 metrów dalej macha ręką i znowu sie zatrzymuje. Obowiązkowym wyposażeniem busety jest figurka lub obrazek Matki Boskiej lub napis Boże miej nas w opiece. No lepiej, żeby nas miał w opiece, na pewno. Jazda busetą może trwać kilka dziesięcioleci.
 



 

No, ale jak już lud Bogoty dostanie sie do swego środka lokomocji dzieją się różne ciekawe rzeczy. Oto co miedzy innymi można robic jadąc lub stojąc w korkach na ulicach Bogoty.

 

1.      Perfekcyjny makijaż.

 
Puder, róż, szminka, a nawet, o zgrozo, rysowanie idealnych kresek na oku...bogotanki to specjalistki od makijażu w warunkach ekstremalnych. Bez żenady wyciagają lusterka i hajda, wykorzytują dlugie godziny jazdy z jednego końca miasta na drugi, by zamienić się w idealna MAMASITĘ (patrz poprzedni wpis). Widzialam także nieraz podkręcanie rzęs zalotką.W grę wchodzi rownież czesanie włosów.

 

2.      Manicure.

 
Ponieważ paznokcie bez manikiuru sa w tym spoleczeństwie niemalże nie do przyjęcia, można jazdę autobusem wykorzystać na ich piłowanie i malowanie. 98% kolumbijskich kobiet (w miastach) ma zawsze pomalowane paznokcie. Tipsy nie są w modzie, ale różne często infantylne wzroki na paznokciach owszem. I znów, niezwykłe umiejętności plastyczne, w trzęsacym się autobusie nalożyc lakier, utwardzacz i co tam jeszcze.

 

3.      Rapowanie i śpiewanie

 
Autobusy to idealne miejsce do zarabiania pieniędzy. Wykorzystują to rozmaici artyści i pseudoartyści, piosenkarze, gitarzyści, a takze raperzy, którzy często wsiadają ze swoim wzmacniaczem i rapują o swoim nieciekawym losie by wzruszyc pasażerow. Artysta, zawsze kiedy wsiada pozdrawia pasażerow Buenos dias i co ciekawe, grzeczni bogotanie zawsze chórem odpowiadaja, nieważne czy jest to największy obszarpaniec świata. Rownież zazwyczaj nagradzają go brawami, nawet jeśli performance nie był najwyższych lotow.

 

4.      Żebranie

 
Żebrakow w Bogocie nie brakuje, z tą iloscia ludzi żyjacych poniżej granicy ubóstwa to oczywiste.

Żebracy wsiadają i niemal zawsze zaczynają swoje przemowienie słowami Dzień dobry Panie i Panowie, nie jest moją intencja by ktokolwiek czuł sie niewygodnie w mej obecności ale.... i tu kontynuują historie, w której zwykle przewija sie wątek wielodzietnej rodziny etc. Czestą zagrywką jest Móglbym w tej chwili okradać / mordować, ale wybrałem ten sposób zarabiania. No dziękujemy bardzo!

 

5.      Trzymanie toreb wspolpasażerow na swoich kolanach

 
Miłym zwyczajem w transmi jest proponowanie przez szczęściaży z miejscami siedzącymi potrzymanie torby stojacego wspólpasażera na swoich kolanach. Ciekawy jest ten savoir vivre poprzedzony prawami dżungli przy wsiadaniu do autobusu...

 

6.      Spanie
 

W transmilenio niektorzy spia...Spia nawet na stojaco, uwieszeni jedna reka za uchwyt, zgnieceni przez milion wspolpasazerow...

 

7.      Cara de culo
 

Pamietaj, zawsze w transmilenio przybierz cara de culo, to będzie mniejsze prawdopodobieństwo że cię okradną, poradziła mi La Flaca na początku pobytu. Cara de culo czyli dosłownie Twarz z d.....y, czyli najbardziej odpychajacy wyraz twarzy do jakiego jesteś zdolny. Rzeczywiście, w transmilenio wiekszość osób ma cara de culo!


8.      Zmienianie butów

 

Poniewaz kobiety w Kolumbii czesto musza w pracy nosic obcasy, widziałam nieraz jak w autobusach zmienialy obuwie przed lub po pracy.

 

9.      Podawanie pieniędzy

 

W BUSETACH płaci sie przy wsiadaniu. Ponieważ często wsiada się bez przygotowanej sumy, dopiero wewnątrz wygrzebuje się potrzebne monety, już zajmujac miejsce. Stąd typowy proceder podawania pieniędzy z ręki do ręki, często przez cały autobus. Jeśli masz szczęscie i siedzisz tuż przy kierowcy możesz tak podawać i podawać i podawać...A potem oddawać reszte i oddawać i oddawać...

 

10.  Sprzedaż czego popadnie

 

Busety sa idealnym miescem do sprzedaży rozmaitych rzeczy, głownie jedzenia. Sprzedający wskakuje bez płacenia zwykle zostawiając w zamian kierowcy jeden ze sprzedawanych produktów. Następnie pozdrawia pasażerow i podaje sprzedawany produkt do ręki pasażera lub też kładzie go na jego kolanie. Niektórzy tylko przechadzaja się środkiem pojazdu z koszem pełnym chipsow, prażonych orzeszkow ziemnych z rodzynkami, ciastek etc.

 

Jak więc widać Kolumbijczycy nie lubią nudy i zawsze znajdują jakies ciekawe zajęcie by znosić wielogodzinną jazdę po 8 milionowej Bogocie.

 


.


 






viernes, 15 de noviembre de 2013

JAK TO POWIEDZIEC....

MI GORDA

Wczoraj, kiedy kupowalam (oczywiscie piracka) mptrojke dziewczyna  w sklepie zwrocila  sie do mnie kilka razy czule Mi gorda, czyli Moja gruba...Musze przyznac, ze jeszcze tak do mnie w zyciu nikt nie mowil,  zazwyczaj podkresla sie raczej moja chudosc...Rozsmieszylo mnie to ale i zainspirowalo do napisania czegos o sposobach w jaki Kolumbijczycy zwracaja sie do siebie.

Pierwsze na co zwraca sie uwage w Kolumbii to niezykla formalnosc i nieustanne uzywanie form grzecznosciowych.

SI, SENOR!

SENOR, SENORA, SENORITA tego czego w Hiszpanii juz niemal nigdzie sie nie slyszy, bo zatapilo to wszechobecna forma tuteo czyli ty, nawet do starszych ludzi, tu jest na porzadku dziennym. ¨Senoruje¨ sie do wszystkich, nawet dzieci czasem zwracaja sie do rodzicow Si, SENOR! Tak, prosze pana!
Takze, kiedy nie doslyszy sie czegos lub nie zrozumie, zamiast czegos w stylu naszego slucham?, czy perdon, pardon, tutaj pada pytanie SENOR? SENORA?  Na poczatku nie wiedzialam o co chodzi, kiedy przez telfon wciaz ktos pytajacym tonem powtarzal SENORA???
Co zabwne nawet matki do dzieci czasem zwracaja sie SENORA??

Rowniez bardzo popularny jest DON, znany nam Polakom glownie dzieki przebieglemu DON Pedro, czarnemu charakterowi z Krainy Deszczowcow. Tu na kazdym kroku spotyka sie rozmaitych DONOW, zazwyczaj osob zajmujacych jakies znaczace stanowisko.

W KOLUMBII JESTES ZAWSZE MAMUSKA

MAMI, PAPI, MAMACITA, PAPACITO

czyli skroty od MAMITA, PAPITO, co w pierwotniej formie piszczotliwe zdrobnienie od MADRE i PADRE czyli mamy i taty. Tutaj oprocz dzieci mowiacych tak do swoich rodzicow uzywa sie tez MAMI jako okreslenia atrakcyjnej kobiety i idac ulica nieraz slyszy sie AY, MAMI! Ale MAMI jest o wiele bardziej unwersalne, mowia tez tak do siebie kobiety. Kupujac cos na straganie czy w sklepie czesto pani sprzedajaca zwraca sie do mnie MAMI, albo AMOR, kochanie, albo CORAZON-serce.
Trzeba przyznac ze od razu robi sie cieplej na sercu, kiedy ktos wreczajac mi z usmiechem szklanke soku, zwraca sie do mnie amor.
I znow, kilka razy zdarzylo mi sie uslyszec nawet mame mowiaca do swej coreczki MAMI, i brzmialo to bardzo zabawnie...
PAPI raczej odnosi sie do taty, ale PAPACITO to juz pelne uznania okreslenie przystojnego mezczyzny.


SLODKO CZY ZA SLODKO?

Kolumbijczycy zwracaja sie do siebie w bardzo grzeczny i slodki sposob. Wczoraj jedne z moich uczniow, dyrektor w CityBanku powiedzial, ze w sekcji customer service dla Hiszpanii, ktora znajduje sie w Kolumbii, musieli przeszkolic personel by byl ¨gorzej wychowany¨, bo Hiszpanow draznila przesadna wedle nich slodkosc Kolumbijczykow i owijanie wszystkiego w tysiac zwrotow grzecznosciowych. Hiszpanie to przy Kolumbijczykach szczyt gburostwa, zreszta chyba wiekszosc nacji  wydawac sie musi bardzo twarda i szorstka w zestawieniu z tym narodem. Z jednej strony to urocze, ale z drugiej Europejczykom brakowac moze bezposredniosci i tego co czasem nazywamy jasnym postawieniem sprawy. Kolumbijczycy lubia stosowac wymowki, wykrety i nie mowia wprost nieprzyjemnych rzeczy...czasem wiec brak troche szczerosci.

KRAJ LUDZI BEZGRANICZNIE BEZINTERESOWNYCH

Do tego stopnia ze nawet kupujac stosuje sie przyjemny eufemizm:

 ME REGALA, czyli PODARUJE MI PAN?  albo ME PRESTA ? POZYCZY MI PAN?

Czy to dlatego ze akt kupna nie jest dobrze widziany lub malo szlachetny?
Na poczatku nie przechodzilo mi to latwo przez usta, ale teraz juz dziarsko pozyczam i dostaje w prezencie we wszystkich sklepach i kawiarniach, szkoda tylko ze musze za to placic.
Kolumbijczycy maja z tym problem kiedy jada do innych hiszpanskojezycznych krajow, bo czasem spotkac sie moga wrecz z wrogoscia. Che, tutaj niczego nie dajemy w prezencie, tutaj sie za wszystko placi! wedle anegdoty odpowiedzial znajomemu argentynski sprzedawca z typowym podejsciem porteno czyli z Buenos Aires.


SU MERCED!

Jak czulbys sie, gdyby ktos powiedzial do Ciebie WASZA MILOSC? Zastanawialbys sie czy moze jestes na planie nowej adaptacji Potopu z Katarzyna Cichopek w roli Olenki?
No wiec tutaj codziennie jestes Wasza Miloscia. SU MERCED wymawiane su merce to spuscizna z kolonialnych czasow.
Indigenos czyli rdzenni mieszkancy zwracali sie tak do Hiszpanow wyrazajac swoje podporzadkowanie. I w Bogocie przetrwalo to do tej pory i jest calkiem normalne, moze nie miedzy dwojgiem mlodych ludzi, ale osoby w srednim wieku stale uzywaja tej jakze archaicznej formy. Ale calkiem fajnie jest byc su merced!



lunes, 11 de noviembre de 2013

2600 metrow blizej gwiazd

Spogladajac z sanktuarium Montserrate na rozposcierajaca sie panorame Bogoty i ciagniace sie po horyzont zabudowania, uzmyslawiam sobie ogrom tego miasta. Bogota to urbanistyczne monstrum, z ponad 8 milonem mieszkancow.  Miasto ma wydluzony ksztalt, z polnocy na poludnie. Polnoc wyglada jak europejskie miasto, zadbane czyste osiedla, sklepy, banki, dobrze ubrani ludzie i dobre samochody...im dalej na poludnie tym wiekszy chaos, brod i ubostwo. Daleko na poludniowych wzgorzach znajduja osiedla biedoty tzw barrios de invasion, do ktorych zapuszczaja sie tylko najodwazniejsi.

WIDOK Z MONSTERRATE NA BOGOTE...


















Kolumbia jest panstwem, ktorym przez lata targaly wewnetrzne koflikty, FARC i guerilla, handel narkotykami naznaczyly zycie ludzi. Tysiace mieszkancow wsi musialo uciekac, zostawiajac wszystko w rekach FARC. Kierowali sie oni do wielkich miast, osiedlajac sie na ich obrzezach, budujac prowizoryczne domy, zyjac bez elektrycznosci i biezacej wody. Te osiedla to siedliska skrajnej biedy, przemocy i patologii. Roznice miedzy polnocnymi i poludniowymi dzielnicami sa tak skrajne, ze wydaje sie jakby bylo sie w dwoch roznych miastach.
Ponizej link do filmu dokumentalnego pokazujacego zycie w Ciudad Bolivar, najbiedniejszej i najbardziej niebezpiecznej dzielnicy Bogoty.
 

Kolumbijskie miasta maja kuriozalny dla Eurpejczykow system zwany estratos. W zaleznosci od estrato, w ktorym mieszkasz takie rachunki placisz. Najbiedniesze estratos to 0 i 1, czyli czesto wlasnie barrios de invasion, rozpadajace sie, sklecone byle jak budynki, klasa srednia zajmuje estratos 3,4 i 5, najdrozsze to estrato 6, luksusowe i strzezone. Kolumbijczycy maja silne wpojone roznice klasowe i czesto pierwsze pytania ktore pada gdzie mieszkasz, nie jest jedynie niewinnym pytaniem, ale juz ustawia cie w spolecznej hierarchii. Aha, to osiedle, ta czesc miasta...
 
Ulice nie maja nazw,tylko numery, mamy wiec calles y carreteras...najwysze numery calles sa na polnocy, np calle 170, maleja na poludnie...Carretereas najnizsze numery zaczynaja sie na samym wschodzie miasta, przy starowce. Sytem ten komplikuje sie oczywiscie im dalej od centrum i im dalej na poludnie.
 
JESTEM W  BOGOCIE CZY W KENSIGNTON, LONDON?


 



















 Co ciekawe, w centrum Bogoty jest wiele osiedli, ktore maja typowo angielska zabudowe, jednorodzinne domy z cegiel, czesto z ogrodami. Angielska architektura stala sie w pewnym momencie bardzo modna w Bogocie, nie wiedziec czemu...ale w niektorych jej czesciach mozna poczuc sie jak w Londynie, pogoda tez czesto jest tu londynska...i to chyba moje ulubione osiedla..daja mi wrazenie angielskiego spokoju i porzadku, posrod chaosu... Mozna tam odnalezc rozmaite skarby, male kafejki, ksiegarnie, szkoly tanca, teatry, galerie...
 
A to moja ulica

jueves, 7 de noviembre de 2013

WyRolowana

Oto Rolos. Rolos lub Cachacos nazywa sie mieszkancow Bogoty. Rolos zaczeto ich nazywac w XIX wieku, podobno z powodu zaakcentowanej wymowy litery R. Cachaco wywodzi sie natomiast od casaca, eleganckiego plaszcza noszonego przez mezczyzn z wyzszych sfer w XVIII wieku. Ta parka ubrana jest w stylu lat 50tych. Wygladaja na niewielkich, i owszem, Bogotanie sa w wiekszosci niewysocy.

Bomba Estereo z widokiem na Bogote

http://www.youtube.com/watch?v=u6h_kHYHBaQ