viernes, 23 de junio de 2017

Wyskok w wysokie Andy - Embalse el Yeso


Kilka zdjęć z weekendowej wyprawy do Embalse el Yeso, czyli Wapniowego Zalewu, wysoko w górach. To tylko jakieś 2 godziny jazdy od Santiago a widoki bajeczne. Ponieważ trudno dostac się tam bez własnego transportu pojechałam z wycieczką niemal samych Brazylijczyków, wiekszośc z nich bardzo podekscytowana, bo widzieli śnieg pierwszy raz  w życiu. Zaraz tez zabrali się do rzucania sniazkami, lepienia bałwanów, tarzania i fotografowania śniegu pod różnymi katami. To było słodkie bo zachowywali się, jak małe szczęśliwe dzieci.
Samo Embalse el Yeso to czysty błękit i biel, oślepiające słońce odbijające się od śniegu i niezwykła, całkowita cisza, kiedy już oddaliło się od strefy okupowanej przez turystów.
Pod koniec czekał na nas stół z czilijskim winem i przekąskami. Picie wina wśród śnieznobiałych szczytów- polecam!
 




 

Błękit, ja i czas







Wino wśród szczytów


martes, 6 de junio de 2017

Dryfująca łajba- Valparaiso

Valparaiso ma piękną nazwę (od valle - dolina i paraiso- raj) i otoczone jest legendą miasta poezji, miasta kultury, ukochanego przez Pabla Nerudę i innych poetów i artystów.
Niegdyś najważniejszy port w Chile i jeden z najważniejszych na kontynencie południowoamerykańskim, kiedy wszystkie statki musiały przepawiac się przez zimne wody cieśniny Magellana, tutaj przybywali awanturnicy, żeglarze, emigranci szukający szczęscia, piraci...

Po Valparaiso można z tych wzgledów spodziewać sie wiele...

"jakie szalone jesteś, szalony porcie, nie zdążyłeś się uczesać, nigdy nie miałeś czasu się ubrać, zawsze zaskakiwało cię życie, budziła cię smierć, w koszuli, w postrzępionych kolorowych gaciach, nagie z imieniem wytatuowanym na brzuchu i z kapeluszem na głowie, zaskoczyło cię trzęsienie ziemi, pobiegłeś jak szalony, połamałeś sobie paznokcie, poruszyły sie wody i kamienie, ścieżki, morze, noc (...)

Szybko, Valparaiso, marynarzu, zapominasz o łzach, zawieszasz swoje siedliska, malujesz drzwi na zielono, okna na żółto, wszystko przekształcasz w statek, jesteś połatanym dziobem małego, walecznego okrętu."

tak widział miasto w "Odzie do Valparaiso" Pablo Neruda.- moje niezbyt moze zgrabne tłumaczenie, ale miasto też właśnie nie jest zgrabne, tylko barwne, brudne, rozchełstane, połatane, rozpadające się w wielu miejscach.

Port w Valparaiso podupadł bardzo po wybudowaniu kanału Panamskiego. Dzieła dokończyły trzęsienia ziemi, które zupełnie zruinowały miasto kilka razy.

Miasto leży na wielu stromych wzgórzach (cerros), pokrytych pomalowanymi na jaskrawe kolory domami, na które można wjechać specjalnym wagonikiem (ascensor). Dola część miasta to wąski pas nad samym morzem tzw "plano".

Ta dolna część wydaje mi się wręcz odpychająca, brudna, zatłoczona, w sobote pełna ulicznych sprzedawców i towaru każdego typu. Uderza dekadencki charakter miasta, zaniedbanie, nieodnawiane od wieków budynki. Mdli mnie trochę lekko stęchły zapach unoszący się nad wszystkim. Wspinam się na pierwsze wzgórze, tam gdzie miał swój słynny dom "La Sebastiana" Pablo Neruda. Ściany pokryte są graffiti i murale, niektóre bardzo ciekawe, stworzone przez artystów i studentów sztuk pieknych. Ale kolory i malowidła, czasem naprawdę ciekawe, nie są w stanie zakryć rzeczywistości- to miasto to ruina! Obrazu dopełniaja oczywiscie, jak to w Chile bezdomne psy wylegujace się w słońcu.




 Panorama na barwny chaos Valpo


Dom Nerudy jak mała wyspa w tym morzu rozpaczy, pełen kuriozalnych pełnych historii przedmiotów, które z pasją kolekcjonował poeta, antyków, mebli, obrazów, bibelotów z różnych stron swiata, które dobierał i ustawiał tak, jak podpowiadała mu poetycka wyobraźnia. Każdy przedmiot ma tu historię i jest ustawiony nieprzypadkowo. To miejsce, w którym wielka wagę przywiązywano do celebrowania piękna i przyjaźni. Dom jest dziwnie wąski i wysoki, a z okien rozpościera się wspaniała panorama na ocean, z trzech stron świata błekit i swiatło i kolorowe zbocza wzgórz Valpo. Neruda, który kochał morze i w nim znajdował inspirację nie mógł chyba znaleźć lepszego miejsca.


Po pobujaniu w poetyckiej chmurze czas znów zanurzyc się w plugawych czeluściach wzgórz Valparaiso. Wędruję dalej, ale jakoś rośnie we mnie ochota by jak najszybciej uciec.
Może nie jest dobrym pomysłem wybrać się tam samemu? 
Może opuścił mnie już mój hipisowski duch i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że sztuka sztuką, ale najpierw przydałoby sie wszystko porządnie wyszorować?

W końcu trafiam na dwa najładniejsze wzgórza, Concepción i Cerro Alegre. Tu jest inaczej, czyściej, zapraszają modne kafejki, restauracje, sklepiki i galerie. Kolonialne fasady domów są odnowione i widać bardziej jak musiało to miasto wygladac w dobie swojej świetności. Niektóre uliczki są śliczne, a widok na błyszczący w słońcu ocean podnosi w końcu na duchu. Tu też całe fasady to dzieła sztuki ulicznej, plakaty zapraszają na koncerty i spektakle. W końcu Valparaiso chce sobie zasłużyć na chilijską stolicę kultury.






- Jak cie się podobało Valparaiso? pyta znajoma Chilijka i widząc moją minę, która nie jest może najbardziej entuzjastyczna usmiecha się- Przeraziło Cie, prawda?
Ja potrzebowałam pojechac tam aż cztery razy zanim znalazłam w nim jakiś czar, o którym tak wielu mówi. Tylu ludzi uwielbia to miasto. Długo nie wiedziałam o czym oni mówią. Ale z odpowiednią osoba i w odpowiednich miejscach ma swój urok. Choc nigdy nie chodziłabym po nim po zmroku. I lepiej chodzic po nim z wtajemniczoną osoba.  Pojedziemy z tobą i spróbujemy jeszcze raz.





domingo, 28 de mayo de 2017

Konno przez Andy

Konna jazda po Andach, czy można marzyć o czyms więcej?
Na końskim grzbiecie wszystko wydaje się jeszcze wiekszą przygodą.
Tutaj okolice miasteczka San Gabriel w Cajon de Maipo, moja przewodniczką była Mariela, moim wiernym wierzchowcem klacz Flor, a towarzyszyły nam dwa wierne psy, Macolo i Nico. (Na zdjęciu Macolo udaje lisa).

 






Najpierw podążałyśmy wzdłóż rzeki Maipó płynącej środkiem kanionu, mijałyśmy oliwkowe gaje i niskie zarośla. Potem coraz wyżej i wyżej, wdrapałyśmy się (a raczej konie) niemal na ośnieżony szczyt ale droga zrobiła się zbyt śliska i konie zaczęły się ślizgać, co jest szczególnie niebezpieczne przy schodzeniu, więc zawróciłyśmy.

 

 


Pod koniec dnia Marielą pojechałyśmy do San Gabriel, małej mieściny gdzie większość domostw to malutkie, byle jako sklecone chatki. Mariela zaprosiła mnie do swojego domu pełnego zdjęć jej rodziny z Patagonii w tradycyjnych strojach, rozpaliła w piecu, poczęstowała herbatą i opowiedziała o swoim niełatwym życiu i pasji do koni.




 

martes, 23 de mayo de 2017

Pieskie życie w Santiago



Santiago pełne jest bezdomnych psów. W odróżnieniu od innych latynoskich krajów, gdzie są obrazem nędzy i rozpaczy, chude, powykręcane i pokryte liszajami, z nogami przetrąconymi przez kamienie, które rzucają bezlitośni ludzie,  te chilijskie psy wyglądają na całkiem zadowolone z życia. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Santiago to jedno z miejsc, gdzie bezdomnym psom wiedzie się najlepiej. Top quality of life for dogs.

Psy leżą pod murami, często na kartonach, które litościwie podkładają im ludzie. Widziałam nawet takie ubrane w sweterki. Nie są wychudzone ani zabiedzone, często nawet przy kości, a ich mordy wyrażają nieco ogłupiałe zadowolenie, taki głupkowaty uśmiech jakby były pod lekkim działaniem środków odurzających. Śpią gdzie popadnie, chodzą zwykle w towarzystwie kilku innych albo całych watahach, ale wyglądają na łagodne, najwyżej żebrzą o jedzenie, ale nie natarczywie, kładą się na grzbiecie brzuchem do góry na przykład. Ludzie traktują je jako normalny element krajobrazu, nie przeganiają, ale obchodzę dookoła, rzucają coś do jedzenia. W kawiarni grubawy piesek położył się w przejściu między stolikami, ale kelner nie zwracał na niego uwagi  i przeskakiwał nad nim za każdym razem kiedy miał dostać się do klientów. Piesek z jakiegoś względu nas bardzo polubił i ruszył na wycieczką i szedł z nami może 40 minut aż w końcu znalazł coś ciekawszego do roboty.
Zabawnie wygląda kiedy psy ustawiają się w pobliżu los carabineros, tutejszej policji. Stoi np. taki strażnik w pełnym rynsztunku, z karabinem i wyglądałby całkiem groźnie gdyby nie to rozmemłane psisko, które właśnie wstało i siadło obok niego ze swoim zaspanym wyrazem pyska i mruży oczy w świetle dnia.