sábado, 5 de noviembre de 2016

Lima, chicha, osmiornice i limonki


Dzielnica Miraflores.
 







Kuchnia peruwiańska jest po prostu fantastyczna. Lekka, bardzo zróżnicowana, pełna owoców morza, ryb, warzyw i owoców. Pierwsze co zrobiłam po przyjezdzie do Limy to zjedzenie mojego ukochanego ceviche. Dla tych co nie mieli szczęścia próbować- to surowa ryba lub owoce morza marynowane w soku z cytryny lub limonki z dodatkiem soli i papryki i posiekanej czerwonej cebuli, często posypana prażonymi ziarnami tutejszej kukurydzy- choclo. Smak jest niebiański :)
Wczoraj było więc ceviche, omiornica grilowana i makaron fetuchinni z krewetkami, kalmarami, polany czarnym sosem z kałamarnicy- niebiański!



jueves, 18 de agosto de 2016

Salento i Valle de Cocora


Wyobraź sobie...ciepły wieczór wśród łagodnych zielonych wzgórz, dwupiętrowy biały dom z pomalowanymi na czerwono i zielono drzwiami, okiennicami i balustradami, otoczony krzewami obsypanymi kwiatami o intensywnych kolorach i odurzającym zapachu, z których nektar piją malachitowo błękitne kolibry, kołyszący się niespiesznie hamak i zapach świeżo zaparzonej kawy...

Brzmi rajsko.  I tak właśnie jest. W regionie kawowym w Kolumbii.

Sama nazwa Zona Cafetera przynosiła miłe skojarzenia, a zachwyty wszystkich, którzy mieli okazje tam być tylko utwierdzały mnie w postanowieniu, że trzeba kiedyś zahaczyć o ten kawałek świata,

Zona kawowa czy tez oś kawowa jak mówią Kolumbijczycy to region między trzema miastami: Manizales, Pereirą i Armenią.

To region szmaragdowo zielonych wzgórz, łagodnego klimatu i bardzo przyjaznych ludzi.

Warto mieć trochę więcej czasu by dotrzeć do mniej turystycznych miejscowości, w których można wciąż zakosztować tradycyjnej kultury paisa, wśród domów, których drzwi i okna malowane są na żywe kolory, odwiedzić kawowe plantacje, odpocząć w ogrodach pełnych kwiatów i kolibrów.

Mając jeden weekend nie ma jednak aż takiego pola manewru, dlatego wybór pada na jedną z największych atrakcji turystycznych Kolumbii, Valle de Cocora, dolinę słynąca z lasu wybujałych pod niebo palm- zwanych woskowymi.

Palma woskowa to najwyższa palma na świecie i największą roślina z gatunku jednoliściennych (jak podpowiada wikipedia). Spotyka się ja tylko w Andach, na wysokości od 2500 do 2800 metrów.

Najlepsza bazą na wycieczkę do Valle de Cocora jest Salento, ale jest to też najchętniej odwiedzane przez turystów miasteczko i trzeba przygotować się na to, że otoczą nas liczną grupa gringos a niemal w każdym budynku mieści się sklepik z pamiątkami lub restauracja. jedna z ulic przypomina właściwie bardziej Oxford Street w Londynie czy inne Champs Elysees, tak dużo jest tam sklepików. 
Mimo wszystko miasteczko ma swój urok, jest przepięknie położone a kolorowa architektura wprowadza w dobry humor.


Salento jest najstarszą miejscowością w tym regionie, kiedyś przechodziła przez nie ważna drogą łącząca miasto Cali z Bogotą, ale po wybudowaniu nowych dróg miasto straciło mocno na znaczeniu i dzięki temu pozostało małą, raczej spokojna mieścinką zachowując tradycyjny styl życia związany z uprawą i produkcją kawy.



Typowe dla regionu kawowego zdobienie budynków.

Do Valle de Cocora jedzie się około 20 minut jeepem z placu na środku miasteczka.  Dla lubiących przygody polecam jazdę na tyle jeepa na stojąco, z wiatrem we włosach i podziwiając widoki, ale trzeba też pamiętać, że w górach bywa zimno, a wiatr potrafi nieźle przewiać kości. 

Po przyjeździe można wybrać dwie opcje, albo zrobić dziesięciokilometrową pętlę, najpierw idąc dnem doliny, wspiąć się do małego rezerwatu kolibrów "Casa de colibris", potem na szczyt góry (uwaga, około 800 metrowe strome podejście) a resztę trasy schodzić łagodnymi zboczami aż do zanurzenia się między palmami.


Koliberki piją specjalna wodę z naturalnym cukrem, która "udaje" nektar.


Druga opcja jest nie skręcać w prawo tylko iść prosto i dojść do palm po około 40 minutach marszu.

 Widoki są przepiękne i ci co nie przepadają za chodzeniem na pewno będą woleli te opcję.


Ale długi spacer też polecam. Sam dolina jest pełna spektakularnych widoków, kolibrerki podlatują tak blisko, ze można niemal dotknąć ich dłonią, domek na szczycie góry z kwiatowym ogródkiem jest uroczy a w nagrodę dostaje się palmowy las, w którym można mieć chwile zasłużonego odpoczynku patrząc, jak kołyszą się ich wierzchołki gdzieś tam daleko, prawie w chmurach.


Pod koniec spaceru gringosi, czyli my zakupiliśmy obowiązkowe kapelusze oraz poncza, stwierdziliśmy, że prezentujemy się fantastycznie i w takim stroju z hacjendy wracaliśmy do domu.

Czy może czekacie na jeepa? Zapytałam starszą panią, seniorkę rodu czekającego wraz z nią. Tak, ale to prywatny, my sami po niego zadzwoniliśmy, odrzekła. Ale pewnie przyjedzie jakiś kolejny. Usiedliśmy więc, przyjmując strategię "tranquilo"- jakoś samo się ułoży. Pojawił się malutki jeep, który natychmiast obsiadł tłum ludzi. Monaaaaa- słyszę nagle krzyk seniorki rodu, która stoi przy jeepie i macha do mnie ręką. Mona czyli blondynka. Podbiegam, a pani już mnie wpycha do samochodu.
Ale tutaj już nie ma miejsca.
Ależ jest jest, gromko potwierdzili wszyscy, także ściśnięci jak sardynki pasażerowie na tyle.
No jeśli jest, to jest, nie będę  z nimi dyskutować. Dałam znak niedowierzającym kolegom, żeby ładowali się na tył a sama zajęłam miejsce obok seniorki.
Do 11 osób może jechać wedle prawa powiedział kierowca.
Tak tak,a w dobrych czasach jeździło i 30 osób i jeszcze psy i kury i owce...

Potem kierowca prezentował jeszcze swoje umiejętności wjeżdżając na niemal pionową górę, patrząc na mnie z dumą i śmiejąc się nieco szatańskim śmiechem, seniorka rodu żegnała się kilka razy i zamykała oczy, a jeep rzęził i charczał na skraju wyczerpania, jeszcze chwile i potoczyłby się do tyłu wraz z wszystkimi upakowanymi pasażerami. Wszystko to przy dzikich dźwiękach vallenato.

Tak po kolumbijsku!











domingo, 14 de agosto de 2016

Cześć Bogoto

To samo a jednak nie to samo.

Bogota po 2,5 roku.Po rożnych zawijasach losu.

Jest taka sama, wielka, chaotyczna, brudnawa, skąpana w szarej chmurze smogu. Ze ścianą ciemnozielonej góry na wschodzie. Z nigdy nieustającym korkiem, trąbieniem, motocyklistami desperatami i rowerzystami samobójcami.  Gorąca w południe i zimna w nocy. 

A jednak czuję do niej dziwny sentyment.

Wydaje mi się teraz jakaś mniejsza i bardziej czytelna, może po życiu w Buenos Aires, które nie ma żadnych naturalnych granic i rozlewa się we wszystkie strony, tak, że ma się wrażenie, że nie ma początku ani końca. Wydaje się przyjaźniejsza, z ludźmi skłonnymi do uśmiechu i do pomocy. Małymi kolumbijskimi ludźmi o andyjskich rysach, cierpliwymi, grzecznymi i ułożonymi, si senora, por favor, que pena. Może nie najbardziej zorganizowanymi i słownymi, ale łatwo otwierającymi drzwi i serca. Trudno wyprowadzić ich z równowagi. Myślę, że to życie w tym niełatwym mieście tak ich wytrenowało.

Wieczorem, kiedy niebo robi się granatowe a powietrze chłodne, zapalają się światła, które ciągną się aż po dalekie zbocza gór, od bogatych dzielnic na południu do rozrzuconych po wzgórzach południowych nędznych osiedli, o których mówią tylko  "trzymaj się z daleka", małe bary i sklepiki wypełniają się ludźmi, ze straganów sprzedaje się arepy, cukierki i papierosy na sztuki i wszędzie pulsuje rytm salsy. Pulsuje życie. Dobrze mi tu.

Z każdym krokiem przypominam sobie kolumbijskie szaleństwo i nieprzewidywalność. Spontaniczność. Morze możliwości.

Bogota nie jest ładna. Nie próbuje nikogo uwieść. Ale jeśli się tego od niej nie oczekuje można dostrzec że ma swój charakter, swój trochę grunge'owy styl.

Cześć Bogoto. Dobrze Cię widzieć.













W Radiu RAM

Jakiś czas temu poopowiadałam o podróżach w Radiu RAM. Zapraszam do posłuchania :

http://www.radioram.pl/articles/view/29904/AMERYKA-POLUDNIOWA-BOGOTA-BUENOS-I-POLUDNIE-BRAZYLII

sábado, 20 de febrero de 2016

Globeleza

Mulata Globeleza, to postać promowana przez brazylijską telewizję Globo w okresie karnawału. Może być dość kontrowersyjna, ponieważ spot przedstawia ją tańczącą zupełnie nagą, zwykle pomalowaną tylko tu i owdzie lub obsypaną brokatem.

Ci którzy kochają karnawał są zwykle zachwyceni, ci którzy nie znoszą karnawału uważają, że przejaw machizmu/rasismu/głupoty/zacofania. Niemniej stała się już częścią brazylijskiej kultury popularnej.

Tegoroczna Globeleza:


Oraz zestaw wszystkich Globelez od roku 1992 do 2013. Popatrzcie sami.

miércoles, 17 de febrero de 2016

Brazylijska przemoc powszednia

Było dużo ładnych zdjęć ostatnio, rajskich widoków, ale jak wszystko ma swoje dobre i złe strony, tak i nie można uniknąć pisania o tym, co jest jednym z najpoważniejszych problemów Brazylii.
Dziś wcześnie rano zamordowano 25 letnią Argentynkę na Copacabanie. Motyw-kradzież. Nie stawiała oporu ale dwóch napastników i tak pchnęło ją nożem. Dziewczyna przyjechała do Rio z mężem, synkiem i dwiema koleżankami.

W zeszłym roku słynny był przypadek rowerzysty zamordowanego również nożem w jednej z lepszych dzielnic Rio. Mężczyzna był kardiologiem i uratował życie wielu osobom. Sam stracił je bo komuś spodobał się jego rower.

W Brazylii dziennie wskutek przemocy ginie około 160 osób.

Strach to nieodłączny element życia w Brazylii, szczególnie w średnich i dużych miastach. Trzeba nauczyć się  z nim żyć. Żyć w napięciu, z uwagą obserwując ludzi, rzucając spojrzenia do tyłu i na boki, unikając pustych ulic, parków, wagonów, plaży. Nie odłączać się od stada. Ale też nie wchodzić w zbyt duży tłum. Nie siadaj tak sama z tyłu autobusu, lepiej siądź z przodu, mówi mi straszy pan kiedy przejeżdżam przez Rio. Oni czasem wpadają przez tylne drzwi. Ja gringa nie wpadłabym na to. Po prostu moje myślenie jest bardzo europejskie i dające ludziom kredyt zaufania, a jego wręcz przeciwnie, wytrenowane by siebie chronić w każdej sytuacji.  Nie ufać nikomu.
Nie idź lepiej dookoła tego budynku, to bardzo nieciekawe miejsce, weź może taksówkę do stacji metra! Ostrzega inny człowiek, a przejście dookoła to może 5 minut. Ale wzrok pana jest tak przekonywujący, że go postanawiam go posłuchać.
Nie noś biżuterii, żadnych złotych i srebrnych łańcuszków, uwielbiają je zrywać.Uważaj na taksówki, znaną historią są też taksówkarze przystawiający broń do głowy i oszukujący przy wydawaniu reszty.
Nie wybieraj ustronnych miejsc na plaży. Nie zabieraj tam aparatu ani niczego cennego.
A kiedy już się zjawią i zażądają Twoich rzeczy po prostu je im oddaj!
W Salvadorze znajomi Kolumbijczycy ostali okradzeni w hostelu. Weszli do niego uzbrojeni w broń palną mężczyźni i ukradli wszystko. Laptopy, telefony.
Wujek kolegi zajmował się transportem mięsa w Rio. Przejeżdżał przez jedną z głównych ulic, zwykle zakorkowaną, na której trzeba swoje odczekać. Kilka razy zatrzymała go grupa mafiozów z faveli, którzy następnie kazali mu pojechać do faveli a potem sprzedali cały towar po niewiarygodnie niskiej cenie jej mieszkańcom. Tak, żeby widzieli, że o nich dbają. Wujek musiał czekać z boku i patrzeć, a potem zabrać pustą ciężarówkę. Po trzecim razie kiedy się to wydarzyło zrezygował z pracy.
Ciocia znajomego straciła na początku lat 90tych dwóch ze swych pięciu synów, bo komuś na ulicy nie spodobało się, że... obwąchał go pies jednego z nich. Wywiązała się kłótnia w efekcie najmłodszy syn, 29letni chłopak został zastrzelony Jego brat rzucił się by go bronić i również zginął.
I takie historie opowiada każdy Brazylijczyk, bo każdy padł ofiarą a jeśli nie on to najbliższe mu osoby.




Poza rozbojami, morderstwami i kradzieżami istnieją także "golpes"- oszustwa. Mój roztrzęsiony znajomy Carioca opowiada o przypadku swojej mamy. Trafiła ona niedawno do szpitala na intensywną terapie, poważnie chora, ale nie krytycznie. Została pod opieką ojca. Po kilku dniach mój znajomy odebrał telefon. Przedstawił mu się niejaki doktor Bruno i zaczął omawiać stan jego mamy, który według niego bardzo się pogorszył, miała problemy z układem oddechowym i wymagała natychmiastowej interwencji. Jeśli nie, umrze- nie pozostawił wątpliwości. Ale, jak powiedział, twoje ubezpieczenie pokryłoby ja dopiero w poniedziałek, a trzeba zapłacić już teraz (był piątek wieczór) więc czy może zrobić przelew, 5000 reali?
5000 reali? Oczywiście nie mam takich pieniędzy ani nie wiem skąd je wezmę, ale spod ziemi je wytrzasnę dla mojej matki przecież,  pomyślał znajomy i zadał pytanie o jakiś szczegół transakcji. W tym momencie Bruno nie wiadomo dlaczego nagle odkłada słuchawkę. 
Dopiero wtedy znajomy zaczyna mieć wątpliwości. Dzwoni do ojca, który zapewnia go, że z mamą wszystko dobrze. Jadą do szpitala. Mama siedzi spokojnie i nic jej nie wiadomo o żadnych problemach z oddychaniem. Bruno znał wszystkie szczegóły, szpital, chorobę i brzmiał bardzo profesjonalnie. Okazuje się, że to nie pierwszy taki przypadek, i ktoś kilka dni wcześniej przelał na nieznane konto kilka tysięcy reali. Jak cynicznym trzeba być, żeby grać na takich emocjach ludzi, których bliscy są na intensywnej terapii.

Brazylijczycy muszą jednak żyć na codzień z przemocą, oswoić ją jakoś.  Ci słoneczni ludzie mają cudowną cechę zamieniania większości problemów w żart i choć może nie da się śmiać z morderstw to z golpes jak widać można.

Wszyscy w Brazylii znają "golpe" z porwaniem. Właściwie mało kto bierze go już na serio, bo niemal wszyscy padli kiedyś jego ofiarą. Wszyscy z mojej rodziny, moje koleżanki i koledzy, moi rodzice, moja babcia, śmieje się koleżanka Maria. 
Rzecz w tym, że przestępcy nawet się nie wysilają żeby jakieś dziecko podstawić, tylko słychać głos dorosłego, który udaje dziecko. Mamo, mamo, ratunku, porwali mnie, piskliwym głosikiem mówi jakiś facet, i chyba tylko najbardziej naiwni ludzie wpadną w taką pułapkę grubymi nićmi szytą. No po prostu trzeba być głupkiem!!
I dzwonią do wszystkich zupełnie bez żadnej wstępnej informacji, czy ktoś w ogóle ma dziecko, licząc że jakiś 1 % wpadnie w sidła i zapłaci. Takie call-center rzezimieszków. Już sobie to wyobrażam jak ze specjalnym zestawem słuchawkowym grupa call center wydzwania według listy do wszystkich. Jak widać nawet ta nieliczna grupka naiwnych, która wpada w pułapkę to dochód na tyle atrakcyjny, że warto.
Były chłopak Marii, o dość specyficznym poczuciu humoru, odpowiedział, kiedy usłyszał "Mamy Twoją córkę"- To dobrze, zabijcie ją, tę zdzirę!

Ale sytuacja znowu się pogarsza, bo pogłębia się kryzys ekonomiczny.  Nawet małe, spokojne dawniej miasta jak Erechim odnotowują wzrost przemocy. I zbliża się Olimpiada...

W Porto Alegre spotykam przypadkiem Polkę, która od kilku lat mieszka tam z mężem. Jak się mieszka, pytam. Dobrze, mówi, ale jakoś bez przekonania. Ale myślimy, żeby wrócić do Polski. Dlaczego? Przez kryzys ekonomiczny? Nie...Jest niebezpiecznie...








jueves, 4 de febrero de 2016

Parati


Jeśli chcesz przez chwilę poczuć się jak bohater/ka brazylijskiej telenoweli kostiumowej jest miejsce, gdzie nie trzeba nawet ustawiać żadnej specjalnej scenografii. A jeśli przy okazji chcesz poczuć się jak w raju, to jak najbardziej powinienieś tam zawitać.

Malownicze i wyjęte  jakby wprost z kolonialnej Brazylii miasteczko Parati (nazwa w całości  to Vila de Nossa Senhora Dos Remedios de Paraty ) było w XVII wieku ważnym portem, z którego transportowano złoto wydobywane w stanie Minas Gerais do Portugalii. Z czasem ataki piratów i niełatwy dostęp po indiańskich szlakach przez góry, spowodowaly przeniesienie portu do oddalonego o około 300km od Paraty Rio de Janeiro.

Paraty straciło znaczenie, ale choć pozostało małym prowincjonalnym miasteczkiem, jako jedno z niewielu w Brazylii zachowało niemal w całości kolonialną architekturę . Cała starówka to białe kolonialne domy o kolorowych okiennicach, brukowane uliczki i chodniki i kościółki. Brazylia niestety zazwyczaj rozprawia się bez skrupułów ze starą architekturą i typowe dla brazylijskich miast jest brak zabytkowych domów i starówek, zastapionych przez betonowe bloki bez uroku i charakteru. Na szczęście kilka miast cudem się zachowało ( Ouro Preto i inne historyczne miasta stanu



 

Minas Gerais, Olinda w stanie Recife, i właśnie Paraty). Paraty jest uznana przez UNESCO za jedno z najwazniejszych miejsc reprezentujących kolonialną architekture na świecie.

Paraty leży w Costa Verde, na tzw Zielonym Wybrzeżu, jednej z najpiękniejszych części Brazylii, w której zielone, porośnięte bujną dżunglą góry schodzą wprost do morza, gdzieniegdzie lazurowego, gdzieniegdzie o przepięknym, głębokim zielonkawym kolorze, między  górami małe zatoczki i plaże o białym piasku, rybackie wioski i łodzie w niewielkich portach. Jednym słowem raj. Czterogodzinna podróż autobusem z Rio oferuje prawdziwy spektakl i widoki zapierające dech, bo droga prowadzi niemal cały czas wzdłuż linii wybrzeża.

Niedaleko są też ścieżki i mała wioska Trinidade z przepięknymi plażami i hipisowską wioska, która jest mniej turystyczna i ściąga bardziej "alternatywnych" turystów.
Z miasteczka można wybrać się w kilkugodzinny rejs po okolicznych wysepkach i niedostępnych plażach. W porcie stoi kilkanaście łodzi, które to oferują i można wybrać jedną w zależności od gustu, mniejszą wiekszą, z gringos, albo tylko brazylijskimi rodzinami. Moja okazała się świetnym wyborem, 5 godzin kołysania pośród błękitu i zieleni z przystankami w rajskich miejscach na nurkowanie i brazylijska relaksująca muzyka w tle. Dzień z takim stężeniem błękitu i piękna rozprawia się ze wszystkimi złymi energiami i napełnia spokojem.
















jueves, 28 de enero de 2016

Karnawał dla początkujących.


O co właściwie chodzi z tym brazylijskim karnawałem?

W Rio wygląda to tak.

Niemal każda dzielnica (i favela- tam są te najsłynniejsze, Mangueira, Salgueiro) ma swoją szkołę samby,  tzw bloco lub bandę. Bloco może być wielkie, zlożone z  kilku tysięcy ludzi, albo malutkie, z kilkunastu osób. Blocos grają i tańczą sambę, ale często też inne gatunki muzyczne, głównie brazylijskie, tak jak muzyka z północy Brazylii, forro, maracatu, samba reggae, albo rock, albo cokolwiek. W Rio jest ich kilkaset.
Przygotowania do karnawału zaczynają się zwykle pół roku wcześniej, w każdym tygodniu odbywają się próby- ensaios. W ostatnich dwóch tygodniach są to próby generalne przed karnawałowym występem, na który przychodzi publiczność i wielu turystów- są za darmo. Jedyna różnica między tą próbą i karnawałem jest brak kostiumów. Kostium jest ważnym elementem karnawału i nazywa się po portugalsku fantasia- wymawiane fantazija. 

Największe i najważniejsze blocos podzielone są na 3 ligi. Pierwsza liga gra na Sambodromie. Sambodrom, ogromne betonowe  trybuny z miejscem na defiladę  o długości 1700 metrów, które mieszczą 90.000 widzów.  Przemarsz szkoły samby to nie tylko muzyka, ale cały spektakl, mający swoją myśl przewodnią, dopasowane kostiumy i piosenki i wielkie, zdobione platformy na samochodach, zwane carros alegoricos.  Na carro alegorico znajduje się też Porta Bandeira- tancerka z banderą szkoły samby. Każda szkołą paraduje około 90 minut, a sędziowie oceniają różne aspekty występu- m.in. występ baterii- zespołu perkusyjnego utrzymującego rytm, harmonię, passistas- czyli maszerujących tancerzy. Każda grupa passistas jest prowadzona przez pastora- tancerkę  dającą przykład. Oceniania jest też tzw evolucao występu, czyli jego jakość artystyczną, pomysłowość, spontaniczność. W karnawale przemarsze szkół samby na Sambodromie trwają przez całą noc, aż do samego rana.

Ostatnie ensaio przed karnawałem na Sambodromie. Defiluje bloco Unidos de Tijuca.


Druga liga szkół samby paraduje na Avenida Rio Branco  w centrum miasta, zamkniętej na 4 dni dla ruchu samochodowego a  trzecia na Aveida 28 de Setembro blisko stadionu Maracana.

Poza tymi oficjalnymi obchodami karnawał świętuje się na ulicach i w dzielnicach. To ta bardziej popularna, tradycyjna część karnawału. Każda dzielnica ma swój bloco, który rozpoczyna występ wczesnym popołudniem i maszeruje ulicami zbierając po drodze rzesze widzów.

Karnawał trwa 4 dni, w ciągu tych czterech dni Brazylia staje i niemożliwe jest załatwienie czegokolwiek. Właściwie niemożliwe jest załatwienie czegokolwiek w okresie 2 tygodni przed i tygodnia po karnawale.


Trzeba podkreślić tutaj, że karnawał świętuje się w środkowej i północnej Brazylii, od Rio na południe jego popularność się zmniejsza, w stanach takich jak Parana, Santa Catarina czy Rio Grande do Sul praktycznie się go nie obchodzi, a wręcz większość osób twierdzi, ze go nie lubi i miałoby ochoty uczestniczyć. Muita bagunca mówią o nim- wielki bałagan. I to określenie nie odnosi się tylko do bał
aganu w sensie niemiłosiernie zaśmieconych ulic, ale także straszliwych tłumów, kradzieży, pijaństwa i generalnej rozwiązłości, jakie są też częścią karnawału. To czas w ciągu roku kiedy zapomina się o nienajweselszej codzienności, o biedzie, przemocy i problemach z jakimi Brazylijczycy borykają się każdego dnia. I w tym zapominaniu Brazylijczycy idą na całość i z fantazją.
I kilka fimików. Pierwszy to uliczny bloco Ceu na Terra (Niebo na Ziemi) z dzielnicy Santa Teresa


A te to już Sambodrom. Szkoła samby Beija-Flor (Koliber), która zazwyczaj wygrywa.







jueves, 21 de enero de 2016

Plemię Carioca.

Carioca. Tak nazywa się mieszkańców miasta. To jak Wrocław- Wrocławianin, Sao Paulo- Paulista, no i Rio de Janeiro- Carioca. Hmm- trochę niepodobne.
Nazwa wzięła się od rzeki, która kiedyś dawno służyła mieszkańcom miasta jako źródło wody pitnej. Rio Carioca. Samo słowo Carioca ma pochodzenie indiańskie, nie do końca wyjaśnione.

Cariocas to specjalny gatunek ludzi. Mieszkający przecież w Cidade Maravilhosa- Cudownym Mieście. Według wielu najpiękniejszym na świecie.
Raczej radosny i uśmiechnięty. Kochający piłkę nożną i futbol i karnawał.
Ale też znany ze swojego jeitinho carioca. Sposób carioca. Carioca uważa, że wszystko można osiągnąć odpowiednim sposobem, nawet jeśli nie do końca uczciwym. Można wszystko jakoś obejść, uprościć, wyjść na swoje.

Carioca dba o swoje ciało. 
Przecież trzeba dobrze zaprezentować się na plaży. Tam spędza się większość życia. W lekkim tłoku i pośród krzyków defilujących bez końca sprzedawców lodów, krewetek, caipirinhii, acai, mrożonej herbaty, sukienek a nawet firanek. Ale i tak z przyjemnością.

Acai- (wym. asai) przysmak z amazońskich owoców. 



Godziny na siłowni to przecież kosztuje. Ale efekt tych starań nie najgorszy dla oka. Choć chyba bardziej niż siłownia naturalna mieszanka genów skutkuje w populacji, na którą można patrzeć się i patrzeć i patrzeć...No ja się przynajmniej patrzę i napatrzeć się nie mogę. 
Co jeden to ciekawszy okaz. Wszystkie odcienie skóry, włosów, z przewagą tych ciemniejszych oczywiście, włosy proste i gładkie jak u Indian lub bujne skręcone tam, gdzie wymieszały się czarne geny, ciemne oczy o intensywnych spojrzeniach.

Wieczorem na plaży Arpoador bije się brawo zachodzącemu słońcu, bo czy jest lepszy spektakl na tym świecie? 


Carioca to serdeczny człowiek. Spontaniczność to jego drugie imię. Carioca żyje chwilą, tu i teraz.

Kiedy Carioca spotka w metrze dawnego znajomego, przywita go z wielka radością i będzie to pretekstem do wyskoku na wspólne piwo. Ale jeśli z podobnym entuzjazmem umówią się na następny dzień to najprawdopodobniej się już nie spotkają. Chwila minęła. Wszystko uległo zmianie.
Wszyscy tu się zawsze umawiają, wymieniają telefony, obiecują spotkania a potem nic z tego nie wynika.

Rozmawiam o tym ze znajomym Cariocą, który mieszkał przez lata w Stanach, a także półtora roku w Szwajcarii, może więc porównać. Mówię mu, jak trudno mi zrozumieć to, że słowa nie mają dla tutejszych żadnej konsekwencji, nie przekładają się na rzeczywistość.
Tutaj słowo nic nie znaczy, mówi. W Niemczech, w Szwajcarii słowo to prawo.
I my sami jesteśmy tym zmęczeni, i my sami chcielibyśmy żeby to się zmieniło. Ale potem przychodzi moment, żeby wykorzystać jeitinho carioca, bo tak jest wygodnie, i przecież my tylko tak troszkę...
Znajomy był też bardzo zdziwiony, że w Szwajcarii, kiedy w niedzielę zaczęli wiercić dziury w ścianie przyszedł sąsiad zwrócić im uwagę. Powiedział, że w niedzielę się odpoczywa i trzeba szanować sąsiadów!! Tutaj podobno takie sytuacje się nie zdarzają, nikt nie dba o sąsiedzki dobrostan. 

Carioca wszędzie chodzi w klapkach. Chodzi tym niemożliwym do podrobienia niespiesznym, zrelaksowanym, lekko balansującym krokiem.




A oto postac Ze Carioca, stworzona przez Walta Disneya w czasie jego podróży do Brazylii w latach 40-tych. Papuga Ze powiela stereotyp mieszkańca Rio de Janeiro, tzw, malandro carioca- malandro tłumaczy się jako rzezimieszek, oszust, złodziej. 
Ze jest więc zawsze w dobrym humorze, uwielbia dobrą zabawę, śpiew i taniec, ale ma też skłonności do lenistwa i włóczęgostwa.




sábado, 16 de enero de 2016

Misa Conga

Niewolnicy z Ouro Preto mieli swoj wlasny kosciol. Legenda mowi, ze zostal on zbudowany przez Chico Rei, niewolnika, ktory byl zanim trafil do Brazylii byl krolem Kongo. W jakis sposob- legenda nie wyjasnia tego zbyt dokladnie, Chico zdolal wykupic sie z niewolnictwa a co wiecej zdolal zgromadzic tyle pieniedzy, ze ufundowal kosciol dla niewolnikow w Ouro Preto. Raczej watpliwe, bo jak moglby niewolnik, ktory nie zarabial w zaden sposob zarobic tyle by sie wykupic?
Nabozenstwa, ktore tam sie odbywaly byly i sa przykladem brazylijskiego synkretyzmu religijnego. Nazywane sa Misa de Congo lub Congado, na pamiatke tego wlasnie legendarnego krola.
Ponizej kilka zdjec z procesji w Swieto Festa do Reinado de Nossa Senhora do Rosario czyli Swieto Krolestwa Naszej Pani od Rozanca. Poszczegolne grupy maszerujace w procesji sa ubrane w rozne kolory, wybijaja inny rytm na bebnach i spiewaja inna piesn. Niektorzy maszerujacy ubrani sa w krolewskie szaty. Droga przemarszu udokorowana jest kolorowymi szarfami i podobiznami czarnej Matki Boskiej. Pod koniec procesji na wiernych czeka grupa, ktora wyglada jak rodzina krolewska.
























jueves, 14 de enero de 2016

Ouro Preto

Dwa słowa, które pojawiają się w głowie, gdy wspina się stromymi uliczkami Ouro Preto w stanie Minas Gerais to bogactwo i cierpienie. Bogactwo zbudowane na niewyobrażalnym cierpieniu. Setki tysięcy niewolników spędziło całe swoje życie ze zgiętymi plecami, brodząc w wodzie, z z metalową kulą przy nodze, skutych łańcuchami wydobywając w ciemnych tunelach złoto, które trafić miało na dwór portugalski. Tony złote, które wywiezione zostały z Brazylii.
Na początku XVIII wieku bandeiranci portugalscy, czyli grupy penetrujące kontynent w poszukiwaniu bogactwa i niewolników natrafiły w regionie na złoto. Szybko okazało się, że w skałach leżą ogromne złoża kruszcu, z lekką domieszką innych minerałów nadających złotu ciemniejszych barwy. Stad nazwa miasta Ouro Preto- czarne złoto. Cały region pełen jest obecnie tzw. historycznych miast, w których znajdowały się kopalnie złota i drogich kamieni- Ouro Preto, pobliska Mariana, Diamantina, Tiradentes.
Miasto rosło szybko a o jego bogactwie świadczy ilość kościołów, w samym historycznym centrum miasta, które w XVII wieku miało około 30.000 mieszkańców są 24 kościoły, oddalone od siebie czasem o 100, 200 metrów. Wszystko to działo się w okresie rozkwitającego baroku i rococo, kościoły są więc zbliżone w stylu, wszystkie to zabytki, dzieła sztuki, barokowe perełki.

Pierwsze spojrzenie na miasto po wyjściu z dworca autobusowego to więc westchnienie zachwytu. Na kilku wysokich wzgórzach białe wieże kościołów, położonych na różnych poziomach i stylowe, niskie białe budynki w kolonialnym stylu, wszystko zatopione w bujnej zieleni brazylijskiej przyrody. 
Ale im głębiej wejść w historię tych miejsc, po zwiedzeniu muzeów i dawnych kopalni złota. tym bardziej zachwyt podszyty jest  smutkiem i refleksją na temat ludzkiej natury, chciwości i okrucieństwa. To piękno, barok, sztuka okupione było litrami krwi, wiadrami potu. Niewolnictwo, które nam środkowym Europejczykom jest obcym i egzotycznym konceptem było niewyobrażalnym zjawiskiem, w  którym ludziom odebrano całkowicie człowieczeństwo, sprowadzając ich do poziomu maszyn, zwierząt. Na powierzchni więc bogaci biali, wznoszący swoje złote kościoły, swoje piękne domy pełne luksusowych przedmiotów i pod powierzchnią ludzie, których życie nie miało żadnej wartości. 

W połowie XVIII wieku Villa Rica- tak wówczas nazywało się Ouro Preto mieszkało tu 180 tys .niewolników na 30 tysięcy białych. Dlaczego, zapytał się ktoś podczas oprowadzania po kopalni, dlaczego więc taka siła niewolników nigdy się nie zbuntowała, nie próbowała zmienić swojego losu?

Okazuje się, że niewolnictwo było przemyślanym i zaplanowanym zjawiskiem. Sprowadzano niewolników z plemion mówiących innymi językami, by nie mogli się ze sobą porozumieć, często z plemion prowadzących ze sobą wojny. Proces prania mózgu zaczynał się  już w Afryce, gdzie uczono ich bezwzględnego posłuszeństwa. Każde najmniejsze nieposłuszeństwo karane było śmiercią lub okrutnymi karami fizycznymi. Niewolnicy skuci byli metalem, łańcuchami, jedni z drugimi. Na głowę zakładało im się specjalną metalową obrożę z rodzajem haków po bokach, które wbiłyby się w jego głowę gdyby tylko próbował ja przekręcić na bok. By niewolnicy mieli odpowiedni rozmiar do pracy w wąskich i niskich korytarzach kastrowało się tych większych, którzy mieścili się w nich z trudem. Przykłady okrucieństwa białych wobec niewolników można mnożyć i mnożyć.


Obecnie Ouro Preto wpisane jest na listę dziedzictwa kulturowego Unesco i przyciąga dziesiątki tysięcy turystów z całego świata.