domingo, 14 de agosto de 2016

Cześć Bogoto

To samo a jednak nie to samo.

Bogota po 2,5 roku.Po rożnych zawijasach losu.

Jest taka sama, wielka, chaotyczna, brudnawa, skąpana w szarej chmurze smogu. Ze ścianą ciemnozielonej góry na wschodzie. Z nigdy nieustającym korkiem, trąbieniem, motocyklistami desperatami i rowerzystami samobójcami.  Gorąca w południe i zimna w nocy. 

A jednak czuję do niej dziwny sentyment.

Wydaje mi się teraz jakaś mniejsza i bardziej czytelna, może po życiu w Buenos Aires, które nie ma żadnych naturalnych granic i rozlewa się we wszystkie strony, tak, że ma się wrażenie, że nie ma początku ani końca. Wydaje się przyjaźniejsza, z ludźmi skłonnymi do uśmiechu i do pomocy. Małymi kolumbijskimi ludźmi o andyjskich rysach, cierpliwymi, grzecznymi i ułożonymi, si senora, por favor, que pena. Może nie najbardziej zorganizowanymi i słownymi, ale łatwo otwierającymi drzwi i serca. Trudno wyprowadzić ich z równowagi. Myślę, że to życie w tym niełatwym mieście tak ich wytrenowało.

Wieczorem, kiedy niebo robi się granatowe a powietrze chłodne, zapalają się światła, które ciągną się aż po dalekie zbocza gór, od bogatych dzielnic na południu do rozrzuconych po wzgórzach południowych nędznych osiedli, o których mówią tylko  "trzymaj się z daleka", małe bary i sklepiki wypełniają się ludźmi, ze straganów sprzedaje się arepy, cukierki i papierosy na sztuki i wszędzie pulsuje rytm salsy. Pulsuje życie. Dobrze mi tu.

Z każdym krokiem przypominam sobie kolumbijskie szaleństwo i nieprzewidywalność. Spontaniczność. Morze możliwości.

Bogota nie jest ładna. Nie próbuje nikogo uwieść. Ale jeśli się tego od niej nie oczekuje można dostrzec że ma swój charakter, swój trochę grunge'owy styl.

Cześć Bogoto. Dobrze Cię widzieć.













No hay comentarios:

Publicar un comentario