martes, 25 de febrero de 2014

zaprawde BOSKIE Buenos

     Już drugiego dnia w Buenos spotkałam na ulicy Jezusa. Wszystko zaczęło sie prozaicznie, a mianowicie chciałam kupic koperek, żeby zrobic chłodnik.  Bo jest gorąco i moi mili wspólokatorzy chcieli coś polskiego. Ale okazuje się, że koperek tutaj to towar deficytowy i dostepny jedynie w tutejszym chinatown, chinskim osiedlu.
      Dostałam wskazowki jak dojechać i wyruszylam z moją misją. Barrio chino miało być niedaleko, miałam wysiąść przed przejazdem kolejowym. No i rzeczywiscie dojechałam do przejazdu i wysiadłam. Ale to nie był ten przejazd. Pojechałam zupełnie w przeiwnym kierunku. Najpierw ktoś skierował mnie na stację kolejową...potem na stacji powiedzieli, że lepiej wsiąść do autobusu.
Znalazłam więc jakiś przystanek i stanęłam. I nagle zobaczyłam idącego w moją stronę Jezusa. Naprawdę wyglądał jak Jezus. Szedł boso, podpierał sie kijem, miał na sobie szaty rodem z Jeruzalem z pierwszego wieku naszej ery, dlugie włosy i brodę. Miał może ze 30 lat. No i oczywiście podszedł wlasnie do mnie.
-Witaj rzekł. Czy potrzebujesz pomocy? Ja rozmawiam z Bogiem i mogę go poprosić o coś dla ciebie.
-Czy w takim razie możesz go zapytać gdzie zatrzymuje się autobus numer 15?
-Och, speszył sie Jezus. Niestety tego akurat nie wiem.
No, nie na wiele się zdają twoje kontakty w takim razie.
-Ach, masz taki uroczy akcent, czy mogę cię pocałować? zmienił temat Jezus a ja spojrzałam na jego zabłoconą brodę.
-Nie, raczej nie.
-To przynajmniej uścisnąć Ci dłon?
-No dobrze.odparłam z wahaniem i uścisnęliśmy sobie dłonie a potem Jezus życzył mi szczęscia i ruszył w dalszą drogę podpierając się swoim kijem.
 
W tym momencie z stojącej niedaleko taksówki wyskoczył taksówkarz, podbiegl do mnie i zakrzyknął. No, jeśli miałaś jakieś grzechy na sumieniu to teraz Jezus wszystkie ci przebaczył, hahaha!!!
 
No, to chyba dobrze wrozy!

viernes, 21 de febrero de 2014

MOJ NOWY DOM W BUENOS AIRES

MOJ POKOJ




KUCHNIA

 DRZWI OD KUCHNI, DZIURY ZOSTALY OPSANE JAK BALAZOS, CZYLI DZIURY OD KUL; TYPOWE DLA BUDYNKOW W WIELU LATYNOAMERYKANSKICH MIASTACH

 PATIO




 KARMELA, NAJBARDZIEJ LENIWY PIES SWIATA




SALON, na KANAPIE VAINA, STARUSZKA


jueves, 20 de febrero de 2014

Spacerkiem po la Soledad

Dzis będzie spacerkiem po dzielnicy- La Soledad. 

Piszę te słowa z mojego ulubionego ostatnio zakątka z tym bardzo angielskim kościółkiem po jednej stronie i gmachem szkoły podstawowej po drugiej. Co prawda za każdym razem kiedy tu przychodzę w kościele odbywa sie pogrzeb, ale jakoś nie nastraja mnie to smutno ani refleksyjnie. Może równoważy to hucząca i trzęsąca się w posadach szkoła podstawowa. Wszystko jest tu w bardzo angielskim stylu. Różnią się tylko ludzie poruszający się pomiędzy tymi budynkami, drobni, ciemnowłosi, zupełnie nie anglosascy. To jakby Anglie zaludnić nagle latynosami, włożyć ich w te ich ładne domki, w te ich schludne wioski. Trzeba by tylko dodać wózki z kawą i słodyczami na każdym rogu i zwiększyć wolumen, dodac ożwione rozmowy, wybuchy śmiechu, muzyka, gdzieniegdzie żebraka leżacego na ulicy. Ach i oświetlić wszystko ostrym andyjskim słońcem.
Dzwonek. Szkoła drży w posadach.
Ciekawe jakby tak włożyc ludzi z jednej kultury w zpełnie inny kontekst architektoniczny, np Polaków w japońskie minimalistyczne domy. Albo wybudować hiszpańskie haciendy w Rosji, na Syberii.

Oto widok z kafejki, rowniez na podejrzliwie spoglądającą panią.



To miejsce jest jak wyspa w morzu chaosu. Bogota traci nawet już tę cząstkę piekna, klasyczne budynki są bezlitośnie zastepowane brzydkimi nowoczesymi konstrukcjami. Przedwczoraj znajomy pisarz zabrał mnie na tour i z nutką nostalgii pokazał mi miejsce, gdzie sie wychował, właśnie w takim angielskim domu.  Jego ulica jako jedna  zniewielu nie zmieniła sie wiele, przed domami wyrosły metalowe kraty, sztachety i spowiły je, miast dzikiego wina druty kolczaste. 




W Kolumbii do szkoły chodzi się w mundurku.



Jesze 50 lat temu Bogota liczyła około 1,5 miliona mieszkańców. Obecnie, samo miasto bez przyległości to 8 milionów! A wiec w ciągu 50 lat Bogota zwiększyła swoją populację 7-krotnie! Aby to zobrazować, można sobie wyobrazić Wrocław w roku 2060 z 7 milionami mieszkańców. Ten ogromny boom demograficzny musiał zmienić diametralnie onblicze miasta i jak łatwo się domyślić nie na lepsze. Zaludnianie miało charakter nieuporządkowany, nie łączył się z żadnym planem urbanistycznym.

Zielen w Bogocie to luksus mozliwy tylko nielicznych dzielnicach



Przyjeżdżający do miasta były to w większości ofiary wojny domowej, wysiedleni ze swoich wiosek przez guerille lub paramilitares. Zaludnianie miało więc chatakter invasion, wysiedlona rodzina przybywała do Bogoty, zajmowała ziemię i z dostępnych materiałów kleciła domostwo. Zatem ogromna część tego miasta to takie klecenie, bez ładu i składu, nie wspominając o jakiejkolwiek estetyce. Do tego dochodzi jeszcze wszechobecny drobny handel, który szpeci i tak nie najpiękniejsze ulice.

A oto Macumba, przedziwny sklep muzeum, ktorego trzy piętra szczelnie wypełniaja tysiace artefaktow. Maski, figurki, filizanki, bizuteria, wachlaze z całego świata, naczynia zajmuja wszystkie pomieszczenia, schody, kuchnię a nawet lazienkę. Wsrod tych rzeczy żyje Jaime, wlasciciel tego kramu ze swoja małą, siwowlosa żoną. Gdy ladnie sie go poprosi oprowadzi po swoim królestwie i opowie to i owo. Jaime siedzi calymi dniami na krzeselku przed Macumba i niemal zawsze ktoś z nim gawędzi, czasem cala grupą osob. 


A to nasz grupa znajomych Jaimego. Co jakiś czas spotkamy się żeby tańczyć przed Macumbą.  Jaime to ten pan w środku, siedzący w w drzwiach.

domingo, 9 de febrero de 2014

El Dorado



Okolo godzinę jazdy autobusem od Bogoty leży laguna Guatavita.



W czasach kiedy na terenie Kolumbii dominowała kultura Indian Muisca, Guatavita była miejscem świętym. Miał tam miejsce rytuał składania ofiar słońcu. Na jezioro wypływałą pięknie udekorowana trzcinowa tratwa. Następca tronu najpierw sie rozbierał się do naga, smarowany błotnistą, lepką ziemią a nastepnie  oblepiano go złotym pyłem i zmielonym złotem. Następnie tratwa pełna złota i szmaragdów wypływała na jezioro. Na środku jeziora cały drogocenny łądunek był wrzucany do wody w ofierze bogom a sam przyszły władca kąpał się i zmywał z siebie złoto. Kiedy trata dobijała do brzegu rozpoczynały sie tańce i śpiewy, a następca był oficjalnie uznany za nowego księcia.

To właśnie stąd pochodzi legenda o El Dorado. Legenda o niezliczonych bogactwach leżących na dnie jeziora Guatavita przez wieki rozbudzała wyobraźnię. Konkwistadorzy, przyjezdni i turyści  doprowadzani byli do szaleństwa myślą o znalezieniu gór złota. Jak dotąd jednak nikt do nich nie dotarł. Ponoć jeden pasjonat wysadzil nawet część góry aby spłynęła woda  z jeziora, ale jego plan w końcu sie nie powiódł. 



Korona kacyka.



Złota było tu bardzo wiele, ale Indianie, choc wykonywali z niego ozdoby i rozmaite przedmioty użytkowe nie taktowali go jako czegos szczególnie cennego, środka płatniczego.  Podobno pierwsi Hiszpanie kiedy chcieli od Indian złota opisali je jako coś żóltego i drogocennego. Indianie przynieśli im kukurydzę, bo to wydało im się prawdziwie drogocenne. To logiczne, kukurydzą można się przecież wyżywić a złotem nie!



Złote pośmiertne maski kultury Muisca.



martes, 4 de febrero de 2014

Co w kolumbijskiej duszy gra

Piszę i robię zdjecia ale dziś zaserwuję wam to czego we wpisach brakuje, a co jest integralną czescią latynoskiej rzeczywistosci- muzykę. Muzyka jest wszedzie, w autobusach, sklepach, barach, na ulicach. Dobra i kiepska, ale zawsze obecna. W koncu trudno juz sobie wyobrazic zycie bez pulsujacego rytmu.
 
1. Klasyk, ale wciaz na topie i obecny czyli salsa, kubanska gwiazda Celia Cruz i najsławniejszy salsowy band w historii - La Fania.
Toto la Momposina to gwiazda kolumbijskiego folkloru z Karaibow. Jje muzyka to mieszanka stylu, w ktorych dominuja rytmy afrykanskie, szczegolnie cumbia. Piosenka to historia rybaka, ktory jak mowi refren rozmawia z ksiezycem, rozmawia z plaza, nie ma majatku tylko swoja siec.
La 33 to wspolczesna salsa z Bogoty. To jedna z moich ulubionych piosenek, jedyne słowa jakie się w niej powtarzają  to deszcz ze śniegiem.
 
El botón de pantalón slyszałam codziennie będac na wybrzeżu, w barze, w ktorym pracowala koleżanka. Sistema Solar miesza cumbię, champetę i inne kolumbijskie gatunki z elektroniką.

Carlos Vives to z kolei legenda vallenato. Charakterystyczny dla tego gatunku jest akordon oraz specyficzna modulacja glosu piosenkarza. Teksty piosenek są zazwyczaj bardzo machistowskie. Vallenato w oryginalnej fromie nie jestem w stanie zdzierzyć, ale Carlos nieco je modyfikuje i zmienia w cos zwanego tutaj vallenato romántico. Tierra del olvido, Ziemia zapomnienia, tak mowi sie o Kolumbii i o niej wlasnie jest piosenka. No i oczywiście o miłości.
La Tusa to coś, co czuje się, kiedy ktoś zlamie ci serce. Poniżej absolutny hit kolumbijskich dyskotek, z tekstem dla chcących ćwiczyć hiszpanski lub dowiedziec sie jak radzic sobie z tusą.
 
No i na koniec piosenka dedykowana mi wielokrotnie, o pewnej Marii, ktora sobie poszla...
 

lunes, 3 de febrero de 2014

El Mago

Grudniowe deszcze są już tylko wspomnieniem. Każdy dzień budzi teraz slońce tak mocne, że ludzie chronią się przed nim pod parasolami. To ciekawe, że w Hiszpanii parasol nazywa sie paraquas- para aguas- dla wody, a tutaj uzywa sie raczej slowa sombrilla- od sombra, cień.  To obrazuje jakie przeznaczenie dominuje tu i tam. Z mojego balkonu widzę dachy domow i zbocza gór porośniętych sosnowym lasem. Każdego ranka piję na balkonie kubek czarnej i gorzkiej kawy patrząc, jak budzi sie do życia dzielnica Soledad , Samotność.

Soledad to moja ulubiona dzielnica Bogoty. Nie przebije jej turystyczna, ale przez to pelna zlodziei i żebrakow historyczna Candelaria  ani bogate i nudne jak flaki północne dzielnice, gdzie ludzie zamykaja sie w swoich rezydencjach a na ulicach widzi sie glownie slużące z dziećmi i zawodowych wyprowadzaczy psow, oczywiscie bardzo rasowych i czesto ubranych w sweterki lub płaszczyki (psów, nie wyprowadzaczy). W Soledad sa drzewa! W Soledad jest wiele ceglanych domow w angielskim stylu z ogrodami. Bardzo lubię te domy, pozostał mi do nich sentyment po mieszkaniu w Cambridge. W Soledad jest mnóstwo ksiegarni, antykwariatow, teatrow, kafejek. Atmosfera bohemy. W Soledad panuje dziwny spokój i cisza, nietypowa dla reszty Bogoty. Czuję jakbym byla w oazie...Ciekawe uczucie, z jednej strony lubię bardzo te dzielnicę, ale jest w niej cos jakby  nierealnego, jakby jakiś fałsz, bo to nie prawa istniec w tym ogromnym chaotycznym miescie. Najchetniej w ogóle bym sie stąd nie ruszała, bo zaraz uderza rzeczywistość pelna brudu, biedy i hałasu.

Z ostatniej chwili. Siedzę sobie teraz w kafejce księgarni właśnie w Soledad i zobaczyłam mojego sąsiada.  Właściwie go nie znam, ale taraz podszedl i zagaił rozmowę. Okazuje się, że pracuje własnie tutaj, w tej księgarni, jest edytorem.

Spojrzał na mnie i jakby coś go olśniło.
-A własciwie to skąd jestes? zapytal.
-Z Polski.
- Ooo. Widzisz wlasnie szukam kogos, kto na hiszpański przetłumaczy ksiażkę sławnego polskiego autora, nazywa sie Kolak, Korak...Wczoraj dostalem to zlecenie,z  mnisterstwa , ale nie wiem gdzie szukać.
-Hmm Kolak? nigdy nie slyszalam.
-Książka jest o chlopcu czarodzieju, el mago.
Od słowa do słowa zdałam sobie sprawę,  że mowa jest o Kajtusiu Czarodzieju Korczaka. No proszę, książka, która budziła we mnie silny niepokój w dziecinstwie, jedna z mroczniejszych powieści dla dzieci jakie czytałam, o chłopcu, który zupełnie nie radzi sobie z magiczną mocą, którą dysponuje. I własnie przedwczoraj rozmawialam o Korczaku z moją przyjaciółką, która czytała jego przemyślenia. Powiedziałam, że spróbuję pomoc znalezc tłumacza. Jakby to bylo z hiszpańskiego na polski sama bym chetnie przetlumaczyla, ale to wyższa szkoła jazdy.
I jak tu nie kochać Soledad, gdzie zdarzają się takie rzeczy.