martes, 31 de enero de 2017

Pełnia szczęścia w Villa de Leyva




Zupełnie spontanicznie znalazłam się w przepięknej Villa de Leyva, która ma bardzo dobra energię, może jakaś czakrę? - byłam tam już kiedyś i tak samo jak teraz czułam się całkowicie szczęśliwa. Cały weekend wszystko szło wspaniale, kolejne kroki prowadziły mnie we wspaniałe miejsca i do wspaniałych ludzi. Co więcej, hostel który zarezerwowałam w ostatniej chwili okazał się strzałem w dziesiątkę, przede wszystkim ze względu na wspaniały widok - widać na załączonym zdjęciu. 



Villa de Leyva to jedne  z najpiękniejszych kolonialnych miasteczek w Kolumbii, położone u podnóża górskiego masywu, z największym placem na środku miasteczka - Plaza Mayor. Szczególnie wieczór na placu pełen jest jakiegoś czaru i spokoju, kiedy zapada zmrok, zapalają się światła, bije dzwon kościoła, w tle widnieje majestatyczny ciemny grzbiet gór a ludzie siedzą na ławeczkach i popijają tinto, kolumbijską kawę, śmieją się i rozmawiają. Powietrze jest chłodne i przejrzyste. Wszędzie włóczą się lub żebrają psy ale nawet one mają zadowolone wyrazy pysków i zdają się bardzo zrelaksowane.

















Kolumbijskie demony wojny


Nie sposób uciec od tego tematu. W ciągu moich ostatnich pobytów w Kolumbii wciąż wracał, bo to co teraz najbardziej rozpala emocje Kolumbijczyków to podpisanie traktatów pokojowych z guerillą- FARC.

Wojna domowa w Kolumbii trwa od ponad 50 lat i kosztowała życie ponad 300.000 osób, natomiast kiedy sumuje się ofiary innych przestępstw wojennych, liczba ofiar przekracza 6 milionów. Wlicza się w to porwanych, torturowanych, ofiary przemocy seksualnej, wyrzuconych ze swoich domów, przymusowo rekrutowanych do wojska nieletnich, ofiary min. Jest jedna z najdłużej trwających wojen w nowoczesnym świecie. Miliony ludzi musiały zostawić swoje domy i gospodarstwa przejęte przez guerillę lub paramilitares, emigrować do miast i znalazły się w dzielnicach-slumsach, tzw. barrios de invasion, gdzie króluje ubóstwo, narkotyki, przemoc i prostytucja. Kolumbia ma największą ilość wewnętrznych uciekinierów (internal refugees) na świecie.

(Może male wyjaśnienie. W Kolumbii są dwie organizacje partyzanckie- lewicowa guerilla, z największa organizacja FARC- Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia, która działalność rozpoczęła w latach 50tych i z początku podążała za ideologią komunistyczną oraz prawicowa grupa, która wykształciła się jako odpowiedz na działania FARC czyli paramilitares.)

Największymi ofiarami wojny od początku byli mieszkańcy wsi, biedni ludzie ze słabo rozwiniętych regionów, to w nich uderzyła ta wojna najbardziej.

Ale nie tylko oni. Miliony osób w Kolumbii zostały przez wojnę dotknięte, straciły bliskich ludzi, członków rodzin i przyjaciół, zamordowanych lub porwanych. Kiedy przyjeżdżasz do Kolumbii jako turysta często myślisz, że wojna to jakaś abstrakcja, siedząc w eleganckiej restauracji w dzielnicy klasy średniej. Wystarczy jednak rozmowa z Kolumbijczykami, żeby zrozumieć, że to coś bardzo realnego, coś co rzuca długi cień na kolumbijskie społeczeństwo. Demony wojny nie chcą odejść.


Rozmawiam z ludźmi, którzy w niedawnym referendum glosowali i za pokojem i przeciw podpisaniu traktatu, i argumenty obu stron wydaja mi się ważne.
W zamian za złożenie broni, żołnierze FARC mają być poddani amnestii, rozpocząć ma się proces włączania ich do społeczeństwa, a poza tym maja dostać szereg uprawnień, miedzy innymi będą mogli kandydować do rządu i zajmować nawet wysokie stanowiska.
Dla wielu osób takie warunki pokoju są nie do zaakceptowania. To jakby nagradzać tych ludzi za ich zbrodnie, mówi mi Libi, nauczycielka z Kartaginy.
Ale argumenty tych za pokojem wydaja się przeważać.
Aleksander, około 60 lat, pracujący dla rządu nie kryje emocji, kiedy o tym mówi.

Dlaczego chcę pokoju? Przeciwnicy mówią, że los guerilleros muszą być ukarani, pociągnięci do odpowiedzialności. Ale to logika głupiego. Ja chcę pokoju, już ani jednej śmierci więcej. Najważniejsze jest ludzkie życie. Od 60 lat rządowi nie udaje się zakończyć tej wojny, więc teraz kiedy los FARC sami chcą to zrobić, zaproponowali, że złożą broń i wejdą na drogę prawa, trzeba im to umożliwić i  skończyć ten konflikt. Pierwszy raz jest taka realna możliwość! Ten kraj potrzebuje inwestycji w szkolnictwo i medycynę, które wyglądają tu tragicznie, a nie w bron i w samoloty.
A kim są los FARC? Pochodzą tylko i wyłącznie z biednych wiejskich rejonów i z najniższych klas w społecznej drabinie. Nie ma tam ani jednego człowieka pochodzącego z klas średnich lub wyższych. Ani jednego. To są ludzie bez podstawowego wykształcenia, którzy przeszli pranie mózgu. I jeśli jest możliwość, żeby oni wrócili do społeczeństwa, to ono musi im to umożliwić. Można w nieskończoność przeciągać te wojnę, ale to nie ma żadnego sensu. Nie ma żadnego sensu oczekiwać, że guerilleros zaproponują - ok, chcemy skończyć wojnę, tu jesteśmy, klękamy przed wami i prosimy żebyście władowali nam kulkę w łeb za nasze winy. To się przecież nigdy nie stanie.  Dają swoje warunki, chcą skończyć wojnę, i to wystarczy. Każdy z nas cierpiał ze strony FARC. Ja straciłem dobrego przyjaciela, geurilleros powiesili go na drzewie. Angażował się w politykę. Moja przyjaciółkę, która była burmistrzem małego miasteczka guerilleros zastrzelili. Ale nie chcę by zginął nawet jeden Kolumbijczyk więcej. Coś musi się zmienić.
A ci najbardziej poszkodowani, biedni ludzie ze wsi, którzy od początku najbardziej ucierpieli, byli ofiarami morderstw, gwałtów i wysiedlani ze swoich domów i gospodarstw, oni sami chcą pokoju! W referendum opowiedzieli się za podpisaniem pokoju. Oni chcą normalnego zżycia! To ich zdanie najbardziej się liczy.
Wiele złego zrobił Uribe (byly prezydent Kolumbii), jego retoryka wprowadziła zamęt w ludzkich głowach. On chciał się bezpardonowo rozprawiać z guerillą. Wiec wprowadził nawet nagrodę pieniężna za każdego zabitego guerillero! I do czego to doprowadziło? Los paramilitares, którzy są partyzancką prawicową nielegalną organizacja wojskową  byli wspierani przez jego rząd i zabijali ludzi tylko dla tych pieniędzy. Brali chłopaków ze wsi, przebierali ich w wojskowe ubrania dawali bron, wywozili ciężarówka do lasu i zabijali. A potem robili zdjęcia i mówili ze to byli los FARC i dostawali za to pieniądze. 

(Może male wytłumaczenie. W Kolumbii są dwie organizacje partyzanckie- guerilla lewicowa, z największa organizacja FARC, która działalność rozpoczęła w latach 50tych i kierowała się ideologią komunistyczną oraz grupa, która wykształciła się jako odpowiedz na działania FARC czyli paramilitares.)

Aleksander: Był taki znany przypadek, kiedy paramilitares wzięli jednego chłopaka i wywieźli go do lasu, zabili, a potem ogłosili ze to by jeden z przywódców guerilli. A ten chłopak był niedorozwinięty umysłowo. I jego matka mówiła, jak to możliwe, przecież mój syn jest niedorozwinięty, nie był by w stanie nikim przewodzić. Miał historię medyczna choroby, zaświadczenia od lekarzy. I takich rzeczy to prowadziło. A Uribe wszystko to robił pod przykrywka sprawiedliwości. Ale czy można tak wprowadzać sprawiedliwość i zwalczać nielegalna grupę używając innej nielegalnej wojskowej grupy? I aplikować tę sprawiedliwość tylko z jednej strony, a posługiwać się silą, która do prawa się nie stosuje? Jeśli prawo to prawo, takie same dla wszystkich.
A sam Uribe, jak się powszechnie wie, był postawiony na czele kolumbijskiej organizacji lotniczej przez narcotraficantes, dzięki czemu mogli bezkarni wywozić narkotyki z kraju.
Wojna ma swoje prawa, i prawo wojny to wyeliminować wroga. Na początku FARC miał swoją ideologię i nadal teoretycznie ją ma. Ale każdej wojnie następuje degradacja, deformacja tej ideologii i z czasem partyzanci i z jednej i z drugiej strony weszli w układy z handlarzami narkotyków, rozpoczęły się straszne zbrodnie wojenne. Paramilitares, z którymi współpracował prezydent Uribe, niby walczyli z guerillą, ale potem zaczęli wyrzucać z domów ludzi z wiejskich rejonów, kazali im podpisywać dokumenty mówiące o zrzeczeniu się ziemi, oczywiście z wycelowana w nich bronią. I setki tysięcy ludzi musiała uciekać i zostawiać swoje domy i wszystko co mieli. A ci paramilitares zgromadzili ogromne majątki i obszary ziemskie, są teraz wielkimi latyfundystami i mają gigantyczne plantacje.

Prezydent Santos i FARC podpisują układ pokojowy.

Aleksander mówi bardzo przekonująco ale inni nie są w stanie pogodzić się z bezkarnością członków FARC i z tym, że znów największymi beneficjentami będą przywódcy partyzantki, którzy i tak przez lata czerpali z wojny korzyści, rabując lub współpracując z handlarzami narkotyków.

Mimo klęski w niedawnym referendum układ pokojowy z FARC został podpisany, bez większej pompy, z kilkoma zmienionymi punktami i obecnie jest w rekach kongresu, który ma go zatwierdzić.
Społeczeństwo jest nadal podzielone. Taksówkarz w drodze z lotniska powiedział mi, że wieloletnie przyjaźnie zostały zerwane przez różnicę opinii na temat układów pokojowych. Ale, że decyzja powinna należeć do tych, którzy byli największymi ofiarami tej wojny. A oni opowiedzieli się za pokojem.