viernes, 23 de enero de 2015

Rożne przejścia na granicy.

Trzeba przyznać, że do granicy brazylijskiej zbliżałam się zestresowana. Mój status w Argentynie od dłuższego czasu był nielegalny, bo w pewnym momencie przestałam co 3 miesiące przekraczać granicę by uzyskać przedłużenie wizy. Sami urzędnicy migracyjni mi to doradzili, żeby było śmieszniej. Zostań nielegalna! po co masz wydawać pieniądze i tracić czas na te podróże do Urugwaju? A tak, tylko przy wyjeździe zapłacisz jedną karę, 300 pesos. Na moje pytania, dlaczego wszyscy obcokrajowcy tracą tak czas i pieniadzę pani powiedziała znieciepliwiona: Ech, głupi są, myslą, że tu jest jak w ich państwach, ktoś ich deportuje, ktoś bedzię to sprawdzał. Mówię ci, zostań nielegalna!
No to zostałam, ale już trochę czasu siedzę na tym kontynencie i wiem, że jedna osoba mówi jedno, druga zupełnie co innego i wszystko zależy od humoru urzędnika w danym dniu. A słyszałam o kilku przypadkach, gdy ktoś nie mógł ponownie wjechać do Argentyny po zbyt długim przebywaniu tutaj nielegalanie.
Między Puerto Iguazu po stronie Argentyńskiej i Foz de Iguasu po stronie brazylijskiej kursuje autobus, który zatrzymuje się w punktach granicznych. Złapałam więc ten autobus i wraz z kolejką udałam się do celników argentyńskich. Atmosfera na granicy wydawała się zrelaksowana, kilku urzędników gawędziło przy głośnych dzwiękach muzyki w stylu Boba Dylana. Pomyślałam- jest dobrze, ktoś kto słucha takiego bluesa nie będzie mi robił problemów. Od razu proaktywnie nadmienilam, że muszę zaplacić karę i bardzo chcę to zrobić, by być na czysto z Republiką Argentyny. Pan od Dylana zaprowadził mnie do "przesympatycznej" jak powiedział pani, która zaczęła grzebać w moim paszporcie oraz danych w komputerze. Usiłowalam wyglądać na w pełni zrelaksowaną, niewinną dziewczynę, która przez ostatni rok bawiła w Argentynie czysto turystycznie, nie podejmując oczywiście żadnych nielegalnych prac zarobkowych

Co robilaś w Argentynie?
Turismo- powiedziałam pewnie i z uśmiechem.
Od maja? zapytała pani, tonem "Nie ze mną takie ściemy"
Wiesz że kary się tutaj nie płaci? Trzeba zapłacić ją onlinę, kartą kredytową.
Mina mi zrzedła. To oznacza, że muszę wrócić do Puerto Iguazu, w tym upale, szukać kafejki internetowej, kogos z karta kredytową, bo sama nie mam..ech..już dziś nie przekroczę granicy.
Możesz zapłacić w Brazylii. Tylko pamiętaj, bez tego nie będziesz mogła wrócić. Poproś kogos kto ma karte kredytową.- wykazała miłosierdzie pani a ja poczułam jak wielki kamień spada mi z serca.
I po chwili już upragniona pieczątka widniała w paszporcie.

Tymczasem mój autobus już dawno odjechał i musiałam czekac na następny, tym razem brazylijski. Niewielu w nim było pasażerow, może 8 osób. Autobus przejechał most dzielący dwa państwa i zatrzymał się na moment przy zabudowaniach wyglądających na brazylijskie budynki graniczne, ale nikt się nawet nie ruszył więc pomyślałam, że to chyba jeszcze nie tu.
Autobus dziarsko pomknął dalej i za jakiś czas był już na przedmieściach Foz, które jest sporym miastem. Wiedziałam już, że popełniłam błąd i że oto mam w paszporcie pieczątkę wyjazdową z Argentyny, ale nie mam wjazdu do Brazylii, zatem oficjalnie nie jestem w żadnym kraju, bo wyjechałam z Argentyny i nigdzie nie wjechałam.
No nie, znowu jakieś przeboje  z legalnościa. pomyslałam. Musze to jakoś odkręcić.

Autobus zostawił nas na terminalu miejskim, z którego trzeba przedstać się na dworzec autbusowy, na peryferiach miasta. Wyhaczyłam wzrokiem jednego z pasażerów, którzy przekroczyli granicę ze mna, chudego i wysokiego bruneta w bieli z wielkim plecakiem i postanowiłam zjednoczyć  z nim siły.
Okazało się, że Hugojest Francezem, studiującym obecnie w Sao Paulo, do którego wracał po podrózy w Argentynie. Na początku jakoś się nie przejął brakiem pieczątki wjazdowej- ja mam wizę studencką, powiedział. Pojechaliśmy na dworzec, gdzie udało mi się dostać bilet na wieczorny autobus do Kurytyby. Hugo niestety nie miał tyle szczęścia, okazało się, że na ten dzień nie ma już miejsc do Sao Paulo.
Usiedlismy przed dworcem nie wiedzac co robic. Ponowny wyjazd do granicy po pieczatke wydał sie przedsiewzieciam dlugim- oklo 2 godzin i ryzykownym, bo tej późnopopołudniowej porze nie ma juz wielu autobusow. Hugo przmysliwał spanie na dworcu. 
We are losers, Powiedziałam. Niezłe z nas ofiary.
Tak, zgodził się Hugo. Ale przynajmniej nie jesteśmy osamotnieni w naszej beznadziejności.
Jak dobrze, że mieliśmy kompana!

Po przedyskutowaniu sprawy z panem sprzedajacym bilety autobusowe, wyjściem wydało sie pojechaniem taksowka do znacznie bliższej granicy z Paragwajem i zalatwienie pieczatki tam. Hugo zdecydowal sie dzielić ze mna koszt taksy, jako ze w międzyczasie zaczął go tez niepokoić problem pieczątki.
Spedzilismy dobra godzine w kolejce na granicy z paragwajem, ale w koncu wszystko bylo na czysto. Hugo znalazl tani hotelik tuż przy dworcu autobusowym. Poszliśmy do baru, gdzie przy brazylijskim klasyku prato feito -(danie z ryzem, czarna fasola i surowka) i piwie Skol, przedyskutowaliśmy bieżace sprawy- tego właśnie dnia miał miejsce zamach we francuskiej gazecie Charli Hebdo, więc Hugo był poruszony.
O 22 wyruszyłam w 10 godzinną podróż do Kurytyby.

No hay comentarios:

Publicar un comentario