domingo, 12 de febrero de 2017

Droga do La Minca, Sierra Nevada


 



Postanowiłam pojechać do Minca, wioski w Sierra Nevada, pasmie górskim położonym nad samym Morzem Karaibskim. Te góry kryją wiele tajemnic, kilka indiańskich plemion żyjących w niedostępnych rejonach i Ciudad Perdida, zagubione miasto, do którego trzeba iść przez 4 dni.. Zielone, porośnięte dżunglą zbocza przechodzą w ośnieżone szczyty. Chcę zatrzymać się w hostelu na terenie plantacji kawy, daleko od wioski.
Najpierw taksówka z lotniska do dworca, taksówkarz robi co może, żeby przekonać mnie, że zawiezie mnie do samej miejscowości, 40 min od Santa Marta i że to świetny deal. Mowi też ze na dworcu autobusowym na pewno nie znajdę taxi grupowej do la Minca, mimo że znalazłam tę informację w internecie. Przysięga mi nawet na swoich synów, na matkę i na rodzinę. Może sobie przysięgać na co chce i tak mu nie wierzę, bo nauczyłam się już ze Kolumbijczycy często mijają sie z prawdą, a już taksówkarze to zawodowi kłamcy. Musze stanowczo trzymać się wersji, ze zostawi mnie w miejscu skąd złapie busa lub colectivo. Mamacoto mówi wiec.
Mamacoto to przystanek tuz przy wielkim rondzie. Taksówkarz wysadza mnie raz jeszcze twierdząc, że tracę szansę życia nie jadąc z nim dalej. Nie mam czasu nawet powiedzieć raz dwa a już podjeżdża motocykl, a potem drugi i pytanie Minca, Minca? osaczają mnie pytania...szybka decyzja, negocjuję cenę i juz po 15 sekundach siedzę na motocyklu, który pędzi jak oszalały wymijając busety i samochody. Zdaję sobie sprawę ze nie mam kasku, a kości mojej czaszki są bardzo kruche. Hej! krzyczę kierowcy do ucha, kiedy wykonuje kolejny szaleńczy manewr. Czy masz przypadkiem kask??!! O dziwo ma. Podaje mi do tylu. Mam chyba włożyć go w czasie jazdy. Nie jestem jednak kaskaderem. Możesz sie zatrzymać??!! Chwilę jakby nie łapał o co mi chodzi. W końcu śmieje się Ej Mami, przecież nie spadniesz!! Ja mam inne zdanie i nalegam, więc w końcu staje na boku, więc zatrzymuje się niechętnie jakby te stracone 5 sekund decydowało o losie świata. Po chwili jednak znów jest w swej prywatnej mission impossible i pędzimy dalej.
Kask okazuje się o wiele za duży i teraz moim głównym zajęciem jest  ustawianie go sobie prosto na głowie i ściąganie z twarzy, kiedy się przekrzywia, żeby cokolwiek widzieć, przy czym prawie spadam z motocykla. Właściwie bezpieczniej było bez niego.
Postanawiam nawiązać konwersację, skoro już spędzamy razem czas tak blisko.
Skąd jesteś? Z Santa Marta?
Nie!! Z Wenezueli!
Ach, więc to jeden z licznej fali imigrantów zarobkowych, których potęzny kryzys, bezrobocie i brak podstawowych produktów wygnały z kraju.
I jak Ci się tu podoba?
Podoba mi się! Dziewczyny są bardzo ładne! entuzjastycznie odpowiada kierowca.
W Wenezueli chyba tez?
Tak, ale tutaj o wile bardziej!
Cieszę się, że ten imigrant dobrze się odnalazł w nowej rzeczywistości. Jak widać niewiele trzeba. On jak to latynos nie traci okazji na mały flircik.
czy w Polsce wszystkie dziewczyny są takie piękne?
Tak odpowiadam.
Och, to muszę się tam przenieść!
Zajeżdżamy na główny plac la Minca, zeskakuję z motocykla, a kierowca zdejmuje kask i w końcu mogę zobaczyć, że to ładny chłopak o ciemnobrązowej skórze. Oczywiście okazuje się że nie ma wydać więc w końcu wychodzi, że płacę 1000 pesos więcej, ale w sumie niech ma, co mi tam.

Jestem w La Minca. jest w sumie za gorąco, żeby wyrobić sobie jakiekolwiek zdanie na temat tego miejsca. Poza tym muszę coś zjeść zanim poziom cukru spadnie dramatycznie.
Widzę, ze turystyka już opanowała Minkę. Manu restauracji gdzieniegdzie po angielsku, co drugi dom to hostel, jasnowłosi turyści z Europy Zachodniej lub USA. Postanawiam nie spędzać tu za dużo czasu i wchodzę do pierwszej lepszej przydrożnej restauracji (bar, kilka plastikowych stolików, dach na słupach) gdzie zamawiam zupę i rybę w sosie z marakui. W restauracji pojawia się pan, który od razu zaczyna wypytywać co jak i dlaczego po czym stwierdza, ze nie ma żadnego sensu jechać dalej do Casas Viejas, bo to daleko i na jedną noc nie warto. On ma natomiast lokum dla mnie już w miasteczku. Znów trzeba twardo odeprzeć ofertę.
Moto taxi do Casas Viejas łapie się zaraz obok i rzecz jasna otacza mnie zaraz kilku negocjatorów przekonujących mnie ze na piechotę nie warto, że jest strasznie daleko, gorąco i pod górę. Nie mam co prawda zamiaru iść na piechotę, ale nie wiem jaka cena jest ok, wiec chwilę się waham, ale w końcu decyduje się pojechać z Jose. Jedziemy drogą wśród gór z widokiem na zbocza pokryte deszczowym lasem i spowite u szczytu chmurami. Droga jest bardzo wyboista i muszę trzymać się z całych sił, żeby nie spaść. Najgorszy jest ostatni odcinek, bardzo stromy. Kiedy po 40 minutach zsiadam z motocykla, nogi mam jak z waty.


Ale warto było przeżyć tę jazdę bo kiedy wchodzę na pięterko do sypialni moim oczom ukazuje się oszałamiający widok. Sypialnia jest bardzo podstawowa, zrobiona z drewna podłoga i dach i barierki, poza tym jest otwarta na przestrzał. Z mojego łóżka opatulonego biała moskitierą roztacza się panorama zielonych gór, gdzieś w oddali widać zarys miasta Santa Marta i błękitny pas morza. To najpiękniej położone miejsce w jakim kiedykolwiek spałam, a to, że w budynku nie ma ścian jeszcze dodaje mu uroku. Siedzę dłuższy czas i napawam się tym pięknem i już cieszę się na noc w tym zachwycającym miejscu.

No hay comentarios:

Publicar un comentario