jueves, 9 de marzo de 2017

High life w Palomino

Palomino, Palomino.
Trochę bałam się wrócić po trzech latach, bo mam specjalne wspomnienia z Palomino.

Pojechałam tam wtedy na 1 noc, tylko z torebką i jedną zmianą ubrań. Zostałam tydzień, śpiąc w hamaku na tarasie. Tak przypadł mi do gustu klimat tej wioski o podnóża Sierry Nevady, z piękną długą plażą i dwoma rzekami o krystalicznej wodzie obejmującymi ją z dwóch stron. To była jeszcze wtedy słabo znana miejscowość, gdzie dopiero coś zaczynało się ruszać. Kilka hosteli i pensjonatów, owszem istniało, ale miało się wrażenia bycia poza poza turystycznym mainstreamem. Pamiętam pływanie w rzece, włóczenie się po plaży, poranną jogę, granie w kości z pięknym hipisem Patrickiem (no a Patrick to już zupełnie osobny temat) i Sylwester na plaży, z ogniskami i muzyką.

Idąc z autobusu długą główną ulicą prowadzącą do plaży obserwowałam więc wszystkie zmiany, które zaszły. Hostel na hostelu. Powyrastały jak grzyby po deszczu restauracje i stoiska z sokami, owocami, arepami. Wszędzie kręcący się turyści, głównie młodzi, rośli i jasnowłosi, Francuzi, Niemcy, Szwedzi. Jak zawsze dużo tez Argentyńczyków. Przy wyjściu na plażę góra śmieci. Na samej plaży tuz przy wyjściu bardzo dużo ludzi. Palomino nie jest już sekretem ani miejscem dla wybranych, ale stało się turystycznym magnesem. Moze wciąż jeszcze bardziej skierowanym dla hispisów i travelersów- ze względu na swoje specyficzne położenie i role jaka pełni dla Indian ze Sierry Nevady, ale to juz kwestia czasu. Stad tez masaże, hipisi sprzedający artesanias, ogłoszenia o lekcjach jogi.

Oczywiście znajome dźwieki vallenato, kolumbijskiej muzyki, szczególnie popularnej na wybrzeżu.

Szłyśmy z Dianą wzdłuż plaży, próbując oddalić się od epicentrum. Im dalej tym mniej pensjonatów  zaczynają się juz cabañas, chatki do wynajęcia, ale t tez inna kategoria cenowa.
No cóż, w dzisiejszym świecie trzeba płacić za samotność - stwierdziła Diana.

Co dziwne, niemal wszędzie gdzie pytałyśmy odpowiadano nam, że nie ma miejsca.
W końcu znalazłyśmy pokój i nawet z widokiem na morze, w pensjonacie Tres Marias. Tam gdzie najgłośniej grało vallenato, przez całą dobę.
W nocy morze było tam tak głośne, ze czułam się jak na statku na pełnym morzu. Miało się wrażenie ze fale uderzają o ściany budynku.

Po znalezieniu pokoju, obiedzie i prysznicu nastąpił moment na wypełnienie misji,
- Jaka to misja? - zapytała Diana.
- Wypicie wspaniałego drinka w przepięknych okolicznościach przyrody i upamiętnienie tego na fotografii.
Stwierdziłyśmy, że nie chcą nas w tych cabanach, ale możemy skorzystać z ich pięknych instalacji plażowych bo na zdjęciu malowała się sceneria luksusu i high life'u na jaką zasługujemy.

Ruszyłyśmy wiec znowu wzdłuż plaży, aż doszłyśmy do wymarzonej scenerii- pusta plaża, palmowy gaj, leżaki i hamak, daszki zrobione z liści, pod jednym z nim nawet łózko.
Poszłyśmy w głąb gaju, miedzy chatki, gdzie obok basenu znajdował się bar. Oczywiście nigdzie żywej duszy...
Zamówiłam pinacoladę, a Diana pinacolade bezalkoholowa, bo akurat zaczęła leczenie jakimś antybiotykiem.

Po czym zaczęło się ustawianie scenerii do zdjęcia. Po kilku łychach pinakolady szło bardzo raźnie.

Pinacolada, czyż nie piękna?


Niestety tuz obok hamaka leżał zwinięty w kłębek na piasku kundel. Kundla nie dało się w żaden sposób przekonać, aby zmienił miejsce ponieważ psuje piękny kadr i w żaden sposób nie pasuje do koncepcji luksusu i high life'u. Nie jest nawet pudlem ani czułałą. Miał nas głęboko gdzieś. Diana szturchnęła go nogą kilka razy, ale nie wykazał absolutnie żadnej reakcji. Ten pies jest żywym dowodem na skuteczność lekcji jogi z Palomino- stwierdziłyśmy. Wszedł już w stan całkowitego zen i nic nie jest w stanie go z niego wyprowadzić. Chociaż...plażą przebiegły nagle dwa inne wychudzone kundle i zatrzymały się obok naszego pupila. On otworzył oczy po czym niespiesznie i nieco chwiejnie podniósł się i zrobił dwa kroki.
Cudownie! Biegnij z kolegami! zachęciłyśmy kundla. On jednak nie mógł sie zdecydować, patrzył na kolegów przed długi moment, po czym obrócił się na piecie i padł w tej samej pozycji w tym samym miejscu.
Zaakceptowałyśmy wiec ze kundel będzie w tle. No trudno, nikogo nie oszukamy, ze taka z nas śmietanka towarzyska.

Luksus i high life.



Kundel nic sobie z nas nie robi.


A to juz w naszym pensjonacie.


W tym otoczeniu czujemy się jak ryby w wodzie.







No hay comentarios:

Publicar un comentario